Zachodni kaliber
„Trzydniowa wojna” Putina trwa ponad 200 dni. Armia ukraińska jest już prawie natowska
„Trzydniowa wojna” Władimira Putina trwa już ponad 200 dni – tak długo, że przyzwyczailiśmy się do myślenia, że jesienią niewiele się na frontach zmieni. Obiegowa mądrość mówiła, że Ukraina i Rosja weszły w trudną do rozstrzygnięcia wojnę na wyniszczenie. Putin, pomimo porażek, utrzymywał swoją i Rosjan wiarę w zwycięstwo mozolnym postępem wojsk i zdobywaniem terenu w Donbasie, wokół Charkowa i na południu. A jednak błyskawiczna ofensywa charkowska Ukraińców postawiła rosyjską armię przed widmem wojennego bankructwa.
Rosjanie skapitulowali na polu bitwy w północno-wschodniej Ukrainie i uciekli w popłochu z tego odcinka frontu. W ciągu zaledwie tygodnia Ukraińcy wdarli się we frontowe ugrupowanie przeciwnika i podręcznikowo wręcz rozeszli się na jego skrzydła, odcinając linie zaopatrzenia i tworząc kotły dla pozostawionych przez Rosjan mniejszych pododdziałów. Z kolei zajęcie węzłów kolejowych i drogowych oznacza, że siłom rosyjskim okupującym północny Donbas zimą zabraknie zaopatrzenia.
Ukraińcy przejęli nie tylko teren, ale również duże ilości pozostawionej amunicji i sprzętu wojskowego. Niektórzy dowódcy ukraińscy z przekąsem jednak zauważają, że im już ta amunicja na niewiele się zda, bo nie natowska. Ukraińcy przecież dzięki bogatym dostawom sprzętu z USA i Europy w ostatnich miesiącach przeszli na natowskie uzbrojenie i artyleryjskie kalibry amunicyjne 155 mm.
Powolny rozkład
Zapowiedzi bankructwa rosyjskiej armii widoczne były od pierwszych tygodni wojny, choć osobno brane nie przesądzały o zapaści. Brak rozpoznania wojskowego i niedocenienie Ukraińców powodowały, że Rosjanie już w marcu puszczali niechronione kolumny wojska po nieznanych im drogach, wokół których zasadzali się żołnierze z przeciwpancernymi pociskami Javelin.