Od ponad tygodnia w całym Iranie trwają zamieszki wywołane śmiercią 22-letniej Mahsy Amini. 13 września w Teheranie zatrzymała ją policja obyczajowa pod zarzutem niewystarczającego zakrycia włosów. Trzy dni później nie żyła. W protestach zginęło już co najmniej 35 osób. Demonstrujący na początku chcieli tylko ukarania zabójców kobiety, ale wobec brutalnych ataków policji i milczenia władz ich żądania rosły: dziś domagają się m.in. całkowitego zniesienia obowiązku zakrywania włosów przez kobiety w przestrzeni publicznej. Mimo blokowania internetu widać też zalążki przemyślanej organizacji protestów. I łamania kolejnych tabu: pojawiło się nawet hasło „Śmierć Chameneiemu” – chodzi o Alego, obecnego Najwyższego Przywódcę Iranu.
Zaraz po śmierci Amini władze przekonywały, że kobieta była traktowana zgodnie z przepisami, a po zatrzymaniu trafiła na „reedukację”, czyli regulaminowe szkolenie o cnotach niewieścich w islamie. Tam miała dostać zawału serca i zapadła w śpiączkę, z której już się nie wybudziła. Ale rodzina i kilku anonimowych świadków twierdzą, ale Amini już przy zatrzymaniu została pobita – funkcjonariusze mieli kilkakrotnie uderzać jej głową o radiowóz, co sugerują też zdjęcia ze szpitala, na których widać urazy głowy.
Śmierć Amini wydarzyła się w złym momencie dla reżimu. Obłożona zachodnimi sankcjami irańska gospodarka ledwo zipie – podczas protestów pojawiają się również hasła socjalne. Ale zniesienie sankcji jest uwarunkowane powrotem Iranu do tzw. umowy nuklearnej, a to oznaczałoby m.in. międzynarodowe kontrole programu nuklearnego, co dla bijącej w nacjonalistyczne tony władzy byłoby prestiżową porażką. Coraz głośniej też o fatalnym stanie zdrowia 83-letniego Alego Chameneiego – ewentualny wybór jego następcy może zachwiać reżimem.