Korea Południowa znów jest w żałobie po tragedii spowodowanej przez ludzi. W wąskiej uliczce w samym środku Seulu zginęły co najmniej 154 osoby, w większości bardzo młodzi uczestnicy zabaw z okazji Halloween. Do zdarzenia doszło w dzielnicy Itaewon, zagłębiu barów, klubów i restauracji na zboczu wzniesienia Namsan z charakterystyczną wieżą telewizyjną na szczycie. To rewir modny wśród mieszkańców i turystów.
Porażająca lista tragedii
W sobotni wieczór 29 października na stosunkowo niewielkim obszarze zebrało się ponad 100 tys. osób – po zniesieniu pandemicznych obostrzeń Itaewon można było wreszcie odwiedzić bez maseczek. Do tragedii doszło w dochodzącej do stacji metra uliczce z barami, gdzie stłoczyły się setki osób. Ulica opada ku stacji, osoby wychodzące z metra i zmierzające w jego kierunku zaczęły się przepychać, a w konsekwencji upadać jak kostki domina i wzajemnie się przygniatać. Służby ratunkowe dotarły na miejsce kilka minut po pierwszych wezwaniach, ale długo nie mogły dostać się do najbardziej poszkodowanych. Pomoc nieśli świadkowie – w jakimś stopniu przygotowani, bo obowiązkowa służba wojskowa dla mężczyzn wiąże się z przejściem szkolenia z pierwszej pomocy. Jednak chaos był potężny. Akcji ratunkowej towarzyszyli m.in. imprezowicze wychodzący z klubów, w których nie przerwano zabawy.
Korea znów musi odpowiedzieć sobie na pytanie, jak to się dzieje, że tak wysoko rozwinięte społeczeństwo regularnie dotykają katastrofy niezwiązane np. z ryzykowną działalnością przemysłową. Lista podobnych tragedii jest porażająca. W 2020 r. w pożarze i eksplozjach materiałów izolacyjnych w wykańczanej chłodni w podseulskim Inczeonie zginęło 39 robotników. W 2018 w pożarze szpitala w Miryang na południu zginęło 41 osób, 153 były ranne.