Trzygodzinna dyktatura
Trzygodzinna dyktatura. Najbardziej groteskowy zamach stanu w Peru
Pedro Castillo, dziś już były prezydent Peru, przeprowadził najbardziej groteskowy zamach stanu spośród wszystkich, jakie pamięta jego kraj. Umęczony walką z wrogim sobie parlamentem, uprzedzając trzecią próbę pozbawienia go urzędu, ogłosił w telewizji, że rozwiązuje parlament. Do czasu nowych wyborów miał rządzić dekretami. Historia Peru zna podobny przypadek: w 1992 r. Alberto Fujimori rozpędził parlament i za pomocą wojska i służb specjalnych rządził żelazną ręką do końca dekady. Na moment przed upadkiem zdążył uciec do Japonii (kraju swoich przodków), ale po kilku latach schwytano go, gdy nierozważnie przyjechał do Chile.
Teraz parlament zaledwie w trzy godziny i bez większych międzypartyjnych obstrukcji pozbawił Castilla urzędu. Ten postanowił prosić o azyl w ambasadzie Meksyku. Ale – jako człowiek z odległej andyjskiej wioski – zapomniał o upiornych korkach w Limie. Samochód utknął, a ochroniarz odwiózł go nie do zaprzyjaźnionej ambasady, lecz na komisariat policji.
Komentatorzy w Peru zachodzą w głowę, co się stało. To był skok w przepaść, symboliczne samobójstwo. Spekuluje się o przyczynach natury klinicznej. Półtoraroczne rządy Castilla były nieustającym chaosem – po części z jego winy, ale może bardziej z winy skorumpowanych i wrogich mu posłów. To nie jest historia o obronie demokracji przed autokratą. To opowieść o politycznych mafiach, które pożarły naiwnego prowincjusza. Ten sprawdził się kiedyś jako lokalny lider związkowy, ale o partyjnej polityce w stolicy nie miał pojęcia. Źle czuł się w Limie, nie potrafił się poruszać w labiryncie interesów i intryg. W ciągu półtora roku powołał pięć gabinetów, wymienił 80 ministrów. Zaczął otaczać się typami spod ciemnej gwiazdy.
Na miejsce Castilla parlament powołał jego wice, Dinę Boluarte, która jest pierwszą kobietą prezydentką Peru.