Białoruś w areszcie
Białoruś w areszcie. Zakładnicy Łukaszenki z desperacji mogą sięgnąć po broń
W zeszłym tygodniu, prawie dwa lata po aresztowaniu, rozpoczął się w Grodnie proces Andrzeja Poczobuta. Dziennikarzowi „Gazety Wyborczej” i jednemu z przywódców polskiej mniejszości w Białorusi postawiono absurdalne zarzuty umyślnego podżegania do nienawiści narodowej i religijnej, „rehabilitację nazizmu” i nawoływanie do działań grożących bezpieczeństwu narodowemu. Grozi mu od 5 do 12 lat więzienia. Wcześniej Poczobuta próbowano złamać na rozmaite sposoby: osadzono w celi dla skazanych na śmierć, zakażono koronawirusem, całkowicie odizolowano od świata i rodziny.
Telewizja pokazała go w sali sądowej zaledwie przez chwilę, po czym sędzia utajnił proces. Poczobut jest skrajnie wyniszczony, ale hardo stał wyprostowany. To nie pierwsza jego odsiadka – w 2011 r. dostał trzy lata, ale władze wypuściły go pod międzynarodową presją. Rok później znowu trafił do więzienia. Na jak długo tym razem straci wolność, zależy już tylko od Alaksandra Łukaszenki. Pozbawiony honoru i tchórzliwy prezydent Białorusi nienawidzi właśnie takich jak Poczobut czy skazana już na 11 lat Masza Kalesnikawa. Żadne z nich nie podpisało prośby o ułaskawienie i nie pozwoliło się wyrzucić za granicę.
Poczobut to zakładnik Łukaszenki
Prezydent chciał mieć takich zakładników z każdego ważnego środowiska: wziął dwóch z tygodnika „Nasza Niwa”, dwóch z Belsatu, kilku z portalu Tut.by. I kilku z Polski. – Jeśli okazuje się, że nawet Polska, taka silna, nie jest w stanie wyciągnąć Poczobuta, to pokazuje siłę Łukaszenki – mówi jeden z najważniejszych białoruskich dziennikarzy.
W tym samym czasie rozpoczął się proces przywódców protestów z 2020 r. Wówczas zorganizowali się w Radę Koordynacyjną z udziałem prawdziwej zwyciężczyni wyborów prezydenckich sprzed trzech lat Swiatłany Cichanouskiej.