Grüss Tag?
Niemieckie tradycyjne pozdrowienie podzieliło polityków. „A co im do tego, jak kto się wita”
Wraz ze zmianą społeczną zmienia się też język. Doświadczył tego niedawno austriacki parlament, który pokłócił się w sprawie zakorzenionego w religijnej tradycji pozdrowienia. Na jego wokandzie pojawiła się bowiem kwestia – czy wolno w kosmopolitycznym Wiedniu pozdrawiać się formułą „Grüss Gott” zamiast neutralnego światopoglądowo „Guten Tag” albo po prostu „Servus”. Debata wywołała kolosalne emocje i rozlegle polemiki.
Izba zajmowała się właściwie tematem korupcji w szeregach konserwatywnej Partii Ludowej ÖVP. I właśnie wtedy jeden z posłów tego ugrupowania, Bernhard Ebner, witając z mównicy kolegów, użył pozdrowienia „Grüss Gott”. Natychmiast w reakcji na te słowa szef frakcji socjaldemokratycznej SPÖ Kai Jan Krainer w mało elegancki sposób przywołał go do porządku: „W Wiedniu nie używa się »Grüss Gott« tylko »Guten Tag«”.
Mogło się na tej uwadze skończyć, ale w parlamencie i mediach rozpętała się soczysta, emocjonalna debata, która zatrzęsła austriackim przywiązaniem do tradycji. Szybko okazało się jednak, że pytani na tę okoliczność mieszkańcy Wiednia są w tej kwestii bardziej rozsądni od polityków – w ich opinii każdy powinien innego pozdrawiać w sposób, jaki uzna za stosowny, do czego jest przyzwyczajony i czego nauczył się w domu. Polityce nic do tego.
No cóż, nie do końca. Spór dotyczy wszakże sprawy w przenośni i wprost fundamentalnej. To przecież sytuacja znana tysiącom turystów, którzy odwiedzają alpejskie regiony. W bawarskiej wiejskiej gospodzie, na wędrownym szlaku w Tyrolu, w piekarni, kiosku z gazetami w Monachium czy na narciarskim stoku w Kitzbühel przygodnie spotkani miejscowi pozdrawiają nas „Grüss Gott”, a my nie bardzo wiemy, jak zareagować, więc intuicyjnie odpowiadamy tym samym.