Talibowie ogłosili właśnie, że zabili sprawcę zamachu terrorystycznego z 26 sierpnia 2021 r., członka miejscowej odnogi Państwa Islamskiego Prowincji Chorasanu (ISKP). Pokazali fragmenty operacji swoich „sił specjalnych”, szturmujących nocą jakiś dom w Kabulu. Strzały w nocy i wybuchy mają dowodzić, że zabili organizatora zamachu, nieznanego z nazwiska lidera ISKP. Kilka dni później amerykańscy generałowie zaczęli po cichu informować rodziny poległych w sierpniowym zamachu żołnierzy o śmierci jego organizatora. Zawsze to jakaś pociecha i zarazem potwierdzenie oświadczenia talibów.
Eksplozja przed bramą lotniska, z którego ewakuowali się niecałe dwa lata temu żołnierze koalicji zachodniej wraz z uciekającymi z kraju Afgańczykami, była największym zamachem terrorystycznym w dwudziestoletniej historii demokratycznego Afganistanu. A zdarzył się on podczas największego kryzysu upadającego właśnie demokratycznego państwa afgańskiego. Talibowie zdobyli miasto, 15 sierpnia prezydent Aszraf Ghani uciekł z kraju, Amerykanie i personel zachodnich ambasad opuszczali w pośpiechu teatr przegranej wojny dwudziestoletniej.
Historia tych dwudziestu lat spięła się klamrą dwóch strasznych obrazów: ludzi wyskakujących z płonącego World Trade Center 11 września 2001 r. i ludzi wypadających z amerykańskich samolotów startujących w sierpniu 2021 r. z Kabulu. Zamach w Nowym Jorku dwadzieścia lat wcześniej rozpoczął wojnę w Afganistanie. Zamach w Kabulu ją zakończył. Kilkanaście dni później Amerykanie i ich sojusznicy całkowicie opuścili miasto. Ale Afganistan nie opuścił Amerykanów, a groźba odnowienia międzynarodowej działalności Państwa Islamskiego staje się coraz poważniejsza.