Na trzy dni przed śmiercią 86-letni lider włoskiej prawicy wybrał się z aktualną towarzyszką, 33-letnią Martą Fasciną, do baru z widokiem na osiedle Milano 2, jeden z jego wielkich projektów deweloperskich z czasów młodości. W lokalu po swojemu cierpliwie pozował gapiom do zdjęć. Na fotografiach wyraźnie widać jego umęczoną twarz. Tylko on sam wydawał się tego nie dostrzegać, do końca snując śmiałe projekty polityczne. Ostatecznie 12 czerwca zapaść zdrowotna, związana z przewlekłą białaczką, zakończyła najbarwniejszą biografię współczesnych Włoch.
Premier Giorgia Meloni – polityczna wychowanka Silvio Berlusconiego – oceniła, że dał w ten sposób Włochom przykład, żeby nigdy nie dawać za wygraną. I – pomimo protestów – ogłosiła żałobę narodową. Państwowy pogrzeb celebrował w ikonicznej katedrze arcybiskup Mediolanu; włoskie media wyeksponowały puentę jego homilii: „Był człowiekiem o wielkim pragnieniu życia, miłości i radości”. Makabrycznie w tym kontekście brzmi kursujący niegdyś po Włoszech żart, jakoby Berlusconi kazał sobie wynająć, a nie kupić, grób pośrodku placu przed mediolańską katedrą – bo wierzył, że jako Jezus Chrystus włoskiej polityki będzie go potrzebował tylko na trzy dni.
Gdy jednak w jednym z turyńskich teatrów poproszono o minutę ciszy ku jego pamięci, została ona przerwana przez gwizdy znacznej części publiczności. Był bowiem Berlusconi skondensowanym wcieleniem zarazem włoskich marzeń, jak i narodowych przywar. To dlatego właśnie przylgnęło do niego określenie „Arcywłoch”.
Italian Dream
Według mitu skromne pochodzenie społeczne nie stanowiło bariery dla przystojnego, charyzmatycznego i przedsiębiorczego młodego człowieka, który po ukończeniu katolickiej szkoły i studiów prawniczych parał się najróżniejszymi zajęciami.