Rewolta tiktokerów
Francuska rewolta tiktokerów. Na ulicach walczą nastolatki, które urwały się wszystkim
W całym kraju zawyły syreny. Dźwiękowy gest wiele znaczył w merostwach jako wyraz solidarności przedstawicieli władzy lokalnej oraz sprzeciwu wobec nieokiełznanej przemocy. Wszyscy obliczają straty. Geoffroy Roux de Bézieux, szef organizacji pracodawców Medef, wstępnie oszacował je na miliard euro! Ocenia się uszczerbki wizerunkowe dla polityki zagranicznej oraz turystyki. Odwołano przecież szczyt niemiecko-francuski, o tyle ważny, że od wybuchu wojny w Ukrainie stary silnik Europy dostaje zadyszki. A pod wpływem filmików i zdjęć z zamieszek wielu porzuciło wyjazd do „słodkiej Francji”. A w samej Francji uczucia są więcej niż mieszane.
Wszystko zaczęło się od wrzuconego do sieci nagrania. W Nanterre podczas zatrzymania policjant strzela do nastolatka w samochodzie. Zabija chłopaka, o którym później dowiedziano się, że miał 17 lat i nazywał się Nahel Merzouk. Wideo z 27 czerwca jest poruszające. I tak wymowne, że początkowo oburzeniem zareagował sam prezydent Francji. Wbrew tradycji wyważonego opowiadania się przedstawicieli władzy za służbami mundurowymi, Emmanuel Macron emocjonalnie opowiedział się po stronie ofiary. Ostatecznie rozmaite kłopoty z prawem nie usprawiedliwiają zabicia chłopaka przez policję.
Dla młodych ludzi na przedmieściach nie miało to żadnego znaczenia. Zapewne nawet nie odnotowali słów najważniejszego w kraju polityka. Wystarczyła jedna iskra, by rozpoczęły się zamieszki w całej Francji i, rykoszetem, w Belgii. Zapłonęły tysiącami samochody, rozbijano sklepowe witryny, dewastowano infrastrukturę miejską z dającym do myślenia rozmachem.
Ktoś w pierwszej chwili powie: nic nowego. Tylko za prezydentury Macrona galicyjski wandalizm widzieliśmy wielokrotnie. Przed sięganiem po przemoc nie wzbraniał się ani ruch żółtych kamizelek, ani przeciwnicy ostatniej reformy emerytalnej.