Operator piły
Javier Milei, kandydat na prezydenta Argentyny. Ekscentryczny miłośnik psów
Javier Milei kocha psy. A w szczególności mastify angielskie. Ma ich cztery lub pięć (są różne wersje). Ale najukochańszy – Conan – zmarł w 2017 r. Conan nigdy swojego pana nie zdradził; był przy Mileim – podobnie jak jego siostra Karina – w czasie „najokropniejszych zdarzeń” życiowych. Conan jest – jak mówi Milei – jego najlepszym doradcą.
Źródła milczą o tym, czy to Conan w czasie telepatycznych seansów podsunął swemu panu polityczne pomysły. Zlikwidować bank centralny – bo tylko to pozwoli zwalczyć inflację, która pożera płace i oszczędności Argentyńczyków. Handel ludzkimi organami? Czemu nie, to przecież tylko jeszcze jeden rynek jeszcze jednego z dóbr. A w ogóle to politykom trzeba „skopać tyłki” itd., itp.
Milei mówi o sobie: anarchokapitalista. Przeciwnicy o nim: że śpi z pięcioma psami i własną siostrą, która – notabene – jeśli Milei, jak wskazują sondaże, wygra wybory prezydenckie w najbliższą niedzielę (lub II turę 19 listopada), ma zostać pierwszą damą.
Lew i stado
52-letni Milei jest synem kierowcy autobusu i gospodyni domowej. W jednym z wywiadów powiedział, że rodzice są dla niego martwi, mimo że żyją – nie rozmawia z nimi od ponad dekady. W dzieciństwie doświadczał z ich strony przemocy fizycznej i słownej. Oparciem były babcia i wspomniana siostra. W czasach szkolnych grał na pozycji bramkarza w drużynie Chacaritas Juniors i rockowej kapeli imitującej Rolling Stonesów. Ale – według biografa – słynął przede wszystkim z wybuchów złości.
Przeniósł je teraz na ekrany telewizji i wiece wyborcze. Agresja, prowokacja – to narzędzia Mileiego przyciągające uwagę mediów i wyborców. A oto próbka jego języka: „Wiesz co, Larreta?