Szczyt klimatyczny zbierze się w Dubaju. W kraju, w którym gorąco zwala z nóg i nie da się iść na spacer
Pod koniec listopada w Dubaju zbierze się światowa konferencja klimatyczna. Jak co roku zostaną podjęte próby ograniczenia globalnych emisji gazów cieplarnianych i jak co roku oczekiwania stawiane przed zgromadzeniem pewnie nie zostaną spełnione. Na przekór temu, że czas nagli, a 2023 r. obfituje w tragiczne dowody, że krocząca katastrofa klimatyczna przeszła do coraz szybszego truchtu.
Tymczasem gremium mające ją hamować zbiera się w kraju, który zbudował dobrobyt na wydobyciu ropy naftowej. A to nie wszystko. Konferencji będzie przewodniczył szef firmy wydobywczej, oskarżany o to, że nieetycznymi zabiegami, m.in. redagowaniem dotyczącego go hasła Wikipedii, próbował zazielenić swój wizerunek. I na dodatek dyskusja ma się toczyć w państwie, które dusi krytykę polityczną, bo nie wierzy w demokrację.
Spacer w Dubaju: sport ekstremalny
Nie pierwszy raz kontrowersje budzi wybór miejsca konferencji. Jej doroczne rundy zorganizowano swego czasu na Bali, skazując uczestników na loty na długich dystansach, nieoptymalnych z punktu widzenia emisji. Spotkanie gościł żyjący z eksploatacji gazu Katar, stojące węglem Katowice czy Glasgow, gdzie siedziby mają firmy z sektora naftowego. Skądinąd Dubaj, razem z resztą Zjednoczonych Emiratów Arabskich, podejmuje spore ryzyko. Fiasko konferencji uderzy w renomę kraju, który ma się kojarzyć z zupełnie innymi wartościami. Przedsiębiorcom z dobrym miejscem do robienia interesów, turystom z beztroską, a tym, których na to stać, z wygodą najwyższej próby.