Miej własną politykę.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Hiszpania ma nowy rząd. Sánchez okaże się Kaczyńskim czy Macronem?

Pedro Sánchez otrzymał wotum zaufania. 16 listopada 2023 r. Pedro Sánchez otrzymał wotum zaufania. 16 listopada 2023 r. Europa Press / ABACA / Abaca Press / Polityka
W Hiszpanii miało być w końcu stabilnie, ale utworzenie rządu tylko spolaryzowało społeczeństwo. Nowy premier Królestwa – Pedro Sánchez z liberalno-lewicowego PSOE – przez niektórych widziany jest jako zbawiciel, przez innych jako kryminalista.

W Hiszpanii powstaje nowy rząd. PSOE w koalicji z Sumar – i z poparciem partii regionalnych (takich jak EH Bildu, PNV, ERC i Junts) – będzie rządzić przez następne cztery lata. W opozycji będą przede wszystkim dwie formacje prawicowe: skrajnie radykalny Vox i bardziej umiarkowane Partido Popular.

Ulice Madrytu, zawsze raczej konserwatywnego, nie są takie same jak jeszcze na etapie negocjacji, czyli przez ostatnie kilka miesięcy. Od ponad tygodnia przeciwnicy amnestii dla liderów Junts, konserwatywnej partii katalońskich niepodległościowców, protestują na stołecznych ulicach. Powód jest prosty – Sánchez, w zamian za głosy potrzebne do utworzenia rządu, udzielił amnestii (a nie pardonu; uznał więc winę Trybunału Konstytucyjnego, ale nie po stronie organizatorów referendum z 2017) katalońskim separatystom. Część protestujących odrzuca domniemanie pragmatyczny charakter tej decyzji. Część uważa, że uderza to w porządek konstytucyjny zakładający, że Hiszpania jest państwem unitarnym.

PSOE, podobnie jak jego lewicowi koalicjanci, od lat nie ukrywa, że zmierza do zmiany tego porządku. Zgodnie z art. 1 pkt 2 konstytucji (tu Hiszpania nie różni się od większości krajów europejskich) suwerenem jest... lud hiszpański. Problem w tym, że część ludu tego kraju po prostu nie chce.

Czytaj też: Sensacyjne wyniki wyborów w Hiszpanii

Katalonia: dwa stereotypy

To, co dzieje się na ulicy, pokazuje tę trudną sytuację społeczeństwa. Sam problem Katalonii jest bardziej złożony. Istnieją wokół niego tak naprawdę dwa stereotypy. Pierwszy mówi o romantycznej walce o wolność, własny język i kulturę, tradycyjnie przez Madryt marginalizowane. Blisko do tego stereotypu jest na pewno katalońskiej lewicy, która – praktycznie od momentu powstania – opowiadała się przynajmniej za rozwiązaniem federacyjnym. Ten głos, choć kontrowersyjny, wydaje się uzasadniony, też z powodu trudnej historii Hiszpanii ostatniego stulecia.

Głos, który reprezentuje Junts, jest bardziej problematyczny: to stanowisko klas wyższych Katalonii, która dopiero niedawno tak znacząco zwróciła się ku niepodległości (np. za czasów Franco popierała raczej dyktatora). Tutaj nie chodzi już o los uciśnionych, ale o interesy. Katalonia jest w końcu jednym z najbogatszych regionów Hiszpanii, zwłaszcza w zestawieniu z Andaluzją i Estremadurą na południu. Układając się z Junts, PSOE zwraca się właśnie ku tym drugim, co niekoniecznie popierają wszyscy Katalończycy.

Referendum dzieli też samych krajan Llacha. Ba, nie ma jedności nawet w środowisku lidera Junts, kontrowersyjnego Carlesa Puigdemonta. Europosłanka Clara Ponsatí stwierdziła, że dogadywanie się z Sánchezem to błąd. Nie wszyscy Katalończycy popierają także rozwiązanie niepodległościowe – często „rozmywa się” to w postulatach federacyjnych (zwłaszcza lewica nie chce tu rezygnować z idei zjednoczonej Europy). Jest więc poparcie dla ponownego referendum.

Katalonia ma poczucie krzywdy po 2017 r. Referendum było nielegalne – to jedna sprawa. Ale trudno zapomnieć, że tym, którzy próbowali głosować, hiszpańska policja próbowała wybić to z głowy pałkami.

Czytaj też: Czy pokolenie 1000 euro obali hiszpańską monarchię?

Sánchez jak „lewicowy Kaczyński”

Dochodzi więc do tego, co Julio Llamazares – pisarz i współpracownik centrowego „El Periódico de España” – nazwał „wojnodomowizmem” (guerrocivilismo). Jak zauważa w swoim wczorajszym tekście, „bez względu na to, jak potoczą się losy rozpoczynającej się nowej kadencji, te dni pokazały, że wojowniczość i nienawiść są wciąż nienaruszone u części Hiszpanów, którzy uważają Hiszpanię za swoją i są gotowi zrobić wszystko, żeby jej bronić. Przypominają oprawców kobiet: kochają je tak bardzo, że uważają je za swoje i atakują, gdy nie są im posłuszne”.

Autor przypomina, że do debaty jeszcze silniej wróciły podziały z czasów wojny domowej (republikanie także zmierzali do rozwiązania federacyjnego, uderzając w ideał unitarnej Hiszpanii). Dowody są namacalne – faszystowskie flagi na ulicach Madrytu. Walka z amnestią to więc nie tylko obrona konstytucji, ale i określonej, tradycyjnej wizji Hiszpanii. Obok nich powiewają zwykłe krajowe flagi. Liberałowie, konserwatyści i skrajna prawica idą razem.

Prowadzi to do ogromnej polaryzacji. PSOE, popierane przez lewicową koalicję Sumar i partie regionalne, idzie w stronę rozwiązania federacyjnego. Politycy głównej partii opozycyjnej, czyli Partido Popular, zwracają uwagę przede wszystkim na niekonstytucyjność działań Sáncheza. Pojawiają się wręcz głosy, że to „lewicowy Kaczyński”.

Na tę chwilę trudno powiedzieć, w którą stronę pójdzie rząd. O wszystkim zdecyduje człowiek, który ma w tym ugrupowaniu władzę prawie że całkowitą, czyli właśnie Sánchez. Może okazać się Kaczyńskim, ale też Macronem, którego działania, w sensie zgodności z francuskimi wartościami konstytucyjnymi, także są często co najmniej kontrowersyjne. Nie jest to zarazem jakiekolwiek usprawiedliwienie dla któregokolwiek z tych polityków. Pokazuje jednak szersze zmiany w Unii Europejskiej, która dla ocalenia jednych wartości poświęca drugie.

Czytaj też: Dlaczego PiS nie liczy się dla światowej prawicy

Dwie Hiszpanie

Nie tylko hiszpańska prawica wyraziła zaniepokojenie, uwagi ma też Unia. Na zapytanie Komisji Europejskiej PSOE przesłało projekt ustawy o amnestii, czekamy na odpowiedź UE. W samej Hiszpanii zdania są radykalnie podzielone: lewica i bardziej socjalni liberałowie mówią, że Sánchez broni demokracji i państwa prawa, zaś prawica i konserwatywni liberałowie – wręcz przeciwnie. Nawiązując do klasyka poezji hiszpańskiej Antonio Machado, Hiszpanie są teraz dwie. Nie jest to już podział z jego czasów, kiedy jedna stoi za życiem, a druga za śmiercią. Obie walczą ze sobą w ramach demokracji liberalnej. Problem w tym, że jedna ze stron chce ją przeformułować, zaś druga obronić za wszelką cenę.

Cztery lata tego rządu będą z pewnością jednymi z najtrudniejszych – dla każdej ze stron – od czasów proklamowania hiszpańskiej konstytucji w 1978 r.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

Klasyki Polityki

Uczulenie na ludzi. Skąd się bierze ekstremalna nieśmiałość

Ekstremalna nieśmiałość – tak określa się fobię społeczną. To lęk przed byciem obserwowanym i ocenianym, przed kompromitacją i upokorzeniem. Dziś, gdy przez życie idzie się przebojem, musi być szczególnie dotkliwy. Mało teraz miejsca dla nieśmiałych.

Joanna Podgórska
17.09.2005
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną