Pedro Sánchez pozostanie premierem w zamian za amnestię dla katalońskich independentystów. To wysoka cena za utrzymanie władzy. Ale niewygórowana za jedność Hiszpanii.
W Hiszpanii miało być w końcu stabilnie, ale utworzenie rządu tylko spolaryzowało społeczeństwo. Nowy premier Królestwa – Pedro Sánchez z liberalno-lewicowego PSOE – przez niektórych widziany jest jako zbawiciel, przez innych jako kryminalista.
Premier Sánchez zaproponował amnestię ponad 1,4 tys. katalońskim działaczom ściganym przez hiszpańskie sądy.
W Hiszpanii wrze, odkąd Pedro Sánchez zawiązał taktyczny sojusz z katalońską partią Junts. W miastach wybuchły zamieszki, weteran krajowej prawicy został postrzelony w głowę.
Ideologicznemu żarowi prawicy premier Pedro Sánchez przeciwstawił elastyczność i pragmatyzm. I przynajmniej na razie zatrzymał konserwatywną falę w Hiszpanii.
Wbrew przewidywaniom tu akurat mocny skręt w prawo nie nastąpił, a zamiast pewnego rozstrzygnięcia Hiszpania weszła w okres politycznego rozchwiania i niestabilności.
Hiszpańskie wybory dały zwycięstwo prawicowej Partii Ludowej, ale nawet z mandatami radykalnego Vox nie uda się jej zebrać wymaganej większości 176 głosów. Możliwe, że nowy rząd spróbuje zbudować lewica.
Zgodnie z sondażowymi przewidywaniami niedzielne wybory wygrała Partia Ludowa. Zdobyła za mało mandatów, żeby rządzić samodzielnie, więc otwierają się drzwi do koalicji ze skrajnie prawicową formacją Vox.
W niedzielę Hiszpanie prawdopodobnie oddadzą władzę w ręce prawicowej koalicji. W ten sposób w kolejnym kraju Europy do rządu wejdą radykałowie.
Zapowiedź premiera Pedro Sáncheza wywołała szok, zwłaszcza w kontekście wielu innych progresywnych zmian w Hiszpanii. Rząd tłumaczy, że chce „skończyć z praktyką niewolenia kobiet”.