Hiszpański rząd centrolewicy pod wodzą Pedro Sáncheza zdaje się upadać mniej więcej co pół roku. Ostatnio z powodu niesłusznych oskarżeń o chaos organizacyjny w reakcji na powódź w Walencji, wcześniej miał się rozpaść z powodu ustawy o amnestii dla części działaczy katalońskiego ruchu niepodległościowego. Ale niezależnie od ocen pozostaje jednym z ostatnich przypadków liberalnej lewicy u władzy w Europie. Mimo kolejnych afer wydawać by się mogło, że jest teflonowy.
Sánchez: „Zawiedliśmy”
Sánchez przejął władzę w 2018 r. po historycznym wotum nieufności wobec rządu Mariano Rajoya z Partii Ludowej (PP), skompromitowanego aferami korupcyjnymi. Zapowiadał wtedy walkę o politykę wolną od łapówek. Teraz jego teflonowość może się skończyć. I znów chodzi o korupcję.
W ostatnim tygodniu do dymisji podał się Santos Cerdán, sekretarz organizacyjny PSOE i bliski współpracownik premiera, podejrzany o udział w aferze łapówkarskiej przy przetargach publicznych. Do mediów wyciekły nagrania rozmów dotyczących ustawiania kontraktów. Sprawa powiązana jest z byłym ministrem transportu José Luisem Ábalosem i jego współpracownikiem Koldo Garcíą – obaj również są objęci śledztwem.
Kryzys pogłębiają kolejne dochodzenia – również wobec żony premiera Begoñi Gómez oraz jego brata Davida. Oboje są oskarżani o nadużycie wpływów i czerpanie z tego korzyści finansowych.
Opozycja – z Partią Ludową na czele i skrajnie prawicowym Vox – zyskuje na kolejnych skandalach.