Świat

Szokujące decyzje i tarcia. W tych krajach zamęt po eurowyborach jest największy

Premier Belgii Alexander De Croo podał się do dymisji. Premier Belgii Alexander De Croo podał się do dymisji. Aurore Martignoni / Unia Europejska
Polska jest jedynym obok Włoch dużym krajem europejskim, w którym partie rządzące zdobyły więcej mandatów niż formacje opozycji. W kilku przypadkach wybory wywołały ogromne kryzysy.

Procentowo prawie na remis, w podziale na mandaty koalicja rządząca w Polsce wygrała o włos. 27 miejsc w Brukseli dla KO, Lewicy i Trzeciej Drogi to wspólny dorobek władzy, nieskromnie większy od 26 deputowanych, których wprowadzą do Parlamentu Europejskiego PiS i Konfederacja. Z jednej strony to przewaga najmniejsza z możliwych, co ekipę Donalda Tuska powinno niepokoić – nawet przyjmując za prawdziwy tradycyjny argument o tym, że partie centrowe i mniej radykalne zawsze w eurowyborach wypadają gorzej. Między innymi tą prawidłowością słaby wynik Trzeciej Drogi tłumaczył w niedzielę wicepremier i szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz.

Mimo wszystko 12 proc. poparcia, sześć mandatów i miejsce na podium dla Konfederacji to spore zaskoczenie nawet dla samej skrajnej prawicy. Choć trzeba przyznać, że konfederaci mocno na ten sukces pracowali. Z drugiej strony Tusk przynajmniej się obronił, czego nie można powiedzieć o innych protagonistach europejskiej polityki, na czele z Emmanuelem Macronem, Olafem Scholzem i Pedro Sánchezem.

Francja: arytmetyka jest bezlitosna

Francja jest najbardziej skrajnym przypadkiem powyborczego chaosu. Znad Sekwany płynie wprawdzie coraz więcej doniesień o tym, że decyzja Macrona o rozwiązaniu parlamentu nie była całkowicie spontaniczna, według „Le Monde” miał ją rozważać już wcześniej. O ile spodziewał się jednak wysokiego wyniku Zjednoczenia Narodowego, o tyle sporą sensacją była porażka i niski wynik jego Liberałów. Ostateczny podział mandatów okazał się fatalny dla strony progresywnej – skrajna prawica zdobyła 35 z 81 francuskich miejsc w Brukseli. 30 deputowanych wyśle Zjednoczenie Narodowe, pięć osób będzie reprezentować barwy Reconquête, formacji Marion Marechal, Le Pen i Erica Zemmoura.

Dla Macrona arytmetyka jest bezlitosna, a wzywa Francuzów do urn trzy tygodnie po eurowyborach – nastroje w elektoracie raczej się nie zmienią. Oczywiście nie można bagatelizować różnic w ordynacji przy obu elekcjach, ale Liberałowie są w naprawdę katastrofalnym położeniu. Po pierwsze, sondaże dają Zjednoczeniu Narodowemu jeszcze większe poparcie (ponad 33 proc. według narzędzia „Politico” Polls of Polls), niż wyniósł jego wynik w niedzielę (31,4 proc.). Po drugie, partie lewicowe odrzuciły propozycję Macrona, by stworzyć 30 czerwca wspólny kordon sanitarny wokół skrajnej prawicy. Idea odizolowania radykałów poprzez zjednoczenie sił demokratycznych, tak skuteczna na początku XXI w. (we Francji działała przeciw Jean-Marie Le Penowi), jest w Europie już całkowicie martwa.

Dowodzi tego zresztą informacja z wtorkowego popołudnia, podana przez Reutersa, że prawicowi Republikanie Erica Ciottiego są gotowi zawrzeć sojusz z Marine Le Pen i pogrzebać szanse koalicji Ensemble! (Razem!) u władzy.

Czytaj też: Jak uniknąć najgorszego. Le Pen ma złowieszczy plan? Co się o wyborach pisze na świecie

Niemcy: Scholz traci sympatię

Przyspieszonych wyborów uniknął drugi z liderów najwyższego szczebla, niemiecki kanclerz Olaf Scholz. Głosowanie u naszych zachodnich sąsiadów wygrało opozycyjne CDU, utrzymując stan posiadania (29 deputowanych). Chadecy będą największą partią w EPP (KO zajmie drugie miejsce). Zaraz za nimi uplasowało się AfD, zyskując 15 mandatów, aż sześć więcej niż w 2019 r. Koalicja SPD, Zielonych i liberalnej FPD wprowadzi 31 deputowanych – niewiele więcej niż sami chadecy.

W procentach wygląda to jeszcze gorzej. Łączne poparcie dla tych partii wyniosło zaledwie 31 proc. Dla porównania: CDU zdobyło 30 proc., AfD – 15,9. Oczywiście nawet w czasie gigantycznej niestabilności sojusz centroprawicy z antyeuropejską i często otwarcie proputinowską partią Alice Weidel jest mało prawdopodobny, ale nic już chyba nie jest w Europie wykluczone. Ważniejsze jest zarazem to, że Scholz jest bardzo niepopularny. Na początku 2024 r. dobre zdanie o jego pracy miało zaledwie 28 proc. respondentów, aż 67 proc. było jednoznacznie krytycznych. Źle odbierana przez wyborców jest jego polityka gospodarcza, ale też zachowawczość w kwestii pomagania Ukrainie w wojnie z Rosją.

Jeśli dodać do tego ogromne problemy jego koalicjantów, zwłaszcza Zielonych – widać, że koalicja traci sympatię. A Zieloni zajmują w gabinecie Scholza kluczowe pozycje: Annalena Baerbock jest szefową dyplomacji, Robert Habeck wicekanclerzem. CDU już głośno mówi o potrzebie przyspieszonych wyborów, używając tego samego argumentu, który przedstawiał w niedzielę Jordan Bardella, szef Zjednoczenia Narodowego. Obecny układ sił w Bundestagu całkowicie odbiega od woli wyborców, czas go więc zaktualizować.

A chadecy nie musieliby nawet szukać drogi do sojuszu z AfD, żeby przejąć władzę. Mogliby to zrobić w hiszpańskim modelu, funkcjonując samodzielnie jako rząd mniejszościowy, w kluczowych głosowaniach popierany przez mniejsze formacje, np. centroprawicową Koalicję Wolnych Wyborców, która w niedzielę zdobyła dwa mandaty.

Czytaj też: Małe trzęsienia ziemi. Kto będzie teraz motorem Unii? I o co chodzi Europejczykom

Hiszpania: podzielona i niestabilna

Hiszpania jest istotna, bo staje się powoli zwiastunem przyszłości dla całej Europy. Od przyspieszonych wyborów w 2023 r. Pedro Sánchez i jego socjaliści z PSOE rządzą w koalicji z Sumar bez stabilnej większości. Żeby rząd w ogóle powstał, premier musiał długo handlować z malutkimi partiami regionalnymi, które w Kortezach mają po kilku reprezentantów.

Najbardziej znany był oczywiście casus amnestii dla katalońskich separatystów w zamian za poparcie partii Junts Carlesa Puigdemonta. Równie trudne były negocjacje m.in. z baskijskimi ugrupowaniami: PNV i EH Bildu. Ostatecznie wszyscy zagłosowali za wotum zaufania dla lewicowego rządu, ale koalicja trzeszczy co kilka tygodni.

Prawicowa Partia Ludowa (PP), która niedzielne głosowanie wygrała (34,2 proc. głosów, 22 mandaty), kampanię próbowała przedstawić jako referendum na temat Sáncheza. Sukces okazał się połowiczny: prawica pokonała koalicję rządzącą, ale lewica nie zanotowała spektakularnej porażki. Uwagę przykuwa niezły wynik skrajnie prawicowego Vox – sześć mandatów, dwa więcej niż w poprzednim rozdaniu. W procentach to jednak rezultat dość rozczarowujący; partia Santiago Abascala w głosowaniu parlamentarnym zdobyła 15,1 proc. Podobnie słabo wypadł Sumar: 4,7 proc., trzy mandaty.

Jaki z tego wniosek? W Hiszpanii dominuje duopol, rośnie polaryzacja. Ani PP z Vox, ani PSOE z Sumar nie mają stabilnej większości. Lewica rządzi tylko dlatego, że ma częściową przynajmniej zdolność koalicyjną z mniejszymi graczami, którzy często mają korzenie separatystyczne. Dla Vox to nieprzekraczalna czerwona linia.

Hiszpania jest więc podzielona i pozostanie niestabilna, zwłaszcza w obliczu nieustannych ataków na Sáncheza i jego partnerkę Begoñę Gomez. Rząd może upaść w każdej chwili, mało prawdopodobne, że dotrwa do końca kadencji.

Czytaj też: Hiszpania ma nowy rząd. Sánchez okaże się Kaczyńskim czy Macronem?

Belgia: dymisja premiera

O większości na razie nie ma mowy też w Belgii, gdzie po niedzielnym fiasku do dymisji podał się premier Alexander De Croo. Akurat Belgia jest od lat pogrążona w partyjnych dysputach, miesiącami potrafi funkcjonować bez oficjalnego rządu. Podobnie może być tym razem, bo na horyzoncie nie rysuje się żadna potencjalna koalicja zdolna zebrać większość.

Sytuacja jest o tyle skomplikowana, że w głosowaniu do PE pierwsze i drugie miejsce (odpowiednio 17 i 14 proc. głosów) zdobyły partie skrajnie prawicowe: Nowy Sojusz Flamandzki (N-VA) i Interes Flamandzki (Vlaams Belang). Reszta formacji od lat zawiązuje formalne i nieformalne pakty o niewchodzeniu w sojusze ze radykałami – ale biorąc pod uwagę klimat polityczny w Europie, nie wiadomo, jak długo ta umowa wytrzyma. W najbliższych miesiącach Belgia będzie dryfować, a scenariusz ze skrajną prawicą u władzy wcale nie jest wykluczony.

Obraz europejskiej polityki to teraz układanka zdominowana przez chaos. Poza Włochami, gdzie triumfowała rządząca koalicja prawicy (choć i tu mocno straciła koalicyjna Liga), oraz skromnym triumfem polskich demokratów inne kraje są albo podzielone, albo gotowe zrzucić obecne władze, przynajmniej w deklaracjach. W dwóch krajach wybory zostały już ogłoszone, w innych są mniej lub bardziej prawdopodobne. Przy tak rozhuśtanym statku z napisem „Europa” ciężko myśleć o spójnej polityce międzynarodowej czy stawianiu czoła takim wyzwaniom jak walka z katastrofą klimatyczną. W najlepszym razie największe demokracje czeka stagnacja. W najgorszym – oddanie władzy niesprawdzonym radykałom. Trudno powiedzieć, co byłoby gorsze.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Instytut Dziedzictwa Myśli Narodowej: złoty interes patriotów. Ta historia ma dwie odsłony

Co łączy znikające sztabki złota i emeryta, który w kolejce po piwo zostaje prezesem spółki? Okazuje się, że jedno – Instytut Dziedzictwa Myśli Narodowej.

Juliusz Ćwieluch
06.01.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną