Z gruzu podnieść Gmach
MSZ jak pisowska TVP. Polityka zagraniczna jest w ruinie, „nie odróżniają głowy od ogona”
Jeszcze przez kilka dni rząd Mateusza Morawieckiego będzie męczył polską politykę zagraniczną załatwianiem partyjnych interesów, opłacaniem zaprzyjaźnionych fundacji, może kilkoma beznadziejnymi nominacjami ambasadorskimi. To sprawy drobne, których wykonaniem może się zająć ktoś taki, jak tymczasowy szef MSZ Szymon Szynkowski vel Sęk.
Ostatnie dni rządu Morawieckiego będą czasem dość ponurym w Gmachu, jak mówi się o siedzibie MSZ przy alei Szucha w Warszawie. Czasem niepewności, dobrowolnych dymisji albo oczekiwania na miotłę kadrową – buńczucznego lub pełnego rezygnacji. A może gwałtownej zmiany orientacji politycznej pracowników resortu, powoływanych przez kolejnych ministrów PiS.
Nowy, murowany już minister demokratycznej koalicji Radosław Sikorski zna doskonale Gmach, a Gmach – jego. Był szefem resortu przez siedem lat. Ma wiedzę, ale też determinację, aby przeprowadzić twardą depisyzację ministerstwa. Gmach ma tę specyficzną cechę, że doskonale przeczuwa wstrząsy, jest czulszy od najdokładniejszych sondaży opinii publicznej. Tamtejsze korytarze po prostu wiedzą. Teraz Gmach spekuluje, jak ułożą się relacje nowego MSZ z premierem Donaldem Tuskiem, skądinąd osobowością formatu europejskiego, którego serwis „Politico” ogłosił właśnie najbardziej wpływowym politykiem kontynentu. Obaj mają szansę na realny „reset” w relacjach Polski z Unią, która zresztą zdawała się wypatrywać zmiany w Polsce.
Pierwszym dużym testem i szansą dla tego duetu – oprócz oczywiście uruchomienia środków z KPO – będą zbliżające się wybory do europarlamentu. Ale do powstającego tandemu Tusk – Sikorski konstytucja dodaje trzeciego partnera: prezydenta Andrzeja Dudę, który jest „reprezentantem państwa w stosunkach zewnętrznych”, ratyfikuje umowy międzynarodowe, mianuje ambasadorów.