W całych Indiach trwa akcja uruchamiania – na zamówienie ministerstwa obrony – 822 punktów selfie, pomieszczeń, w których będzie można zrobić sobie fotkę z trójwymiarowym premierem Narendrą Modim. Pomieszczenia powstają na dworcach, w muzeach i w parkach oraz na wyższych uczelniach. I wszędzie tam cieszą się dużym powodzeniem.
To bodaj najskromniejszy przejaw modimanii, ocierającej się o kult jednostki. Od czasów Indiry Gandhi, sprzed półwiecza, nie było w Indiach porównywalnego zjawiska. Wykorzystywane są nowinki techniczne, już w 2014 r. – podczas pierwszej kampanii wyborczej wygranej przez Modiego i jego szerzącej hinduski nacjonalizm partii BJP – Indie przemierzały przedstawiające go awatary przemawiające na wiecach. Uśmiechnięty, dobroduszny Modi zdominował indyjskie media społecznościowe i miejskie billboardy, jego podobizna zdobi 800 mln opakowań z żywnością dystrybuowaną wśród najuboższych i świadectwa szczepień na covid. W stolicy stanu Gudżarat, gdzie rozpoczynał karierę i testował narodową formułę, największy na świecie stadion krykieta został nazwany jego imieniem. A szkołę w miejscowości Vandagar, do której uczęszczał jako syn dworcowego sprzedawcy herbaty, zamieniono w muzeum, które odwiedzają liczne wycieczki.
Teraz wszystkie te formy publicznej promocji zostaną mocno zaktywizowane, bo w maju Indie czeka maraton wyborczy, który zadecyduje o trzeciej kadencji dla Modiego. Z popularnością rzędu 70 proc. jest w nich faworytem. Co prawda opozycja połączyła siły, tworząc koalicję o akronimie INDIA, i sporo jeszcze może się zdarzyć, ale szanse na zwycięstwo ma niewielkie. Nieformalna kampania premiera rusza jeszcze w styczniu, wraz z długo oczekiwanym otwarciem hinduistycznej świątyni Ram Mandir w Ayodhya, powstałej na gruzach zburzonego meczetu.