Rolnicza kontra
Rolnicza kontra w Polsce, Rumunii, Niemczech i Holandii. Co łączy te protesty?
To wiosna ludów. Tak o protestach europejskich rolników mówią ich uczestnicy. We Francji traktory blokowały lub spowalniały ruch na autostradach, w tym pierścień dróg wokół Paryża, zmierzając do zapowiadanego przez rolnicze związki zawodowe oblężenia stolicy.
Pod ratuszami, budynkami rządowymi i na parkingach supermarketów wyrzucano sterty obornika, a bele słomy (po francusku „być na słomie” oznacza bycie spłukanym) pod barami szybkiej obsługi. Podobnie jest w Polsce, Rumunii, Niemczech i w Holandii.
Demonstracje mają wiele wspólnych mianowników. Najważniejszym jest spadająca opłacalność produkcji. Nałożyły się na to kroki podejmowane przez rządy, we Francji poszło o wysokość ulg od podatku od oleju napędowego (nowy premier obiecuje ulgi utrzymać). Odczuwalny tańszy import z Ukrainy, Argentyny i Brazylii. Według rolników ceny żywności są zbyt niskie, a regulacje unijne dla branży śmiertelnie niebezpieczne. Na czele ze wspieranym przez Komisję Europejską Zielonym Ładem, zmierzającym do transformacji środowiskowej Unii. Rolnictwo zmaga się ze skutkami zmian klimatu i samo się do nich przykłada, odpowiada za 10 proc. unijnych emisji gazów cieplarnianych i za szereg innych zanieczyszczeń. Komisja stawia mu ambitne cele, przewidując m.in. ograniczenia w stosowaniu środków ochrony roślin i pozostawianie pewnej ilości gruntów odłogiem, by ratować zanikającą różnorodność biologiczną.
Nie bez znaczenia jest kalendarz polityczny, zwłaszcza czerwcowe wybory do Parlamentu Europejskiego. Wybory często wygrywa się na wsi i partie populistyczne oraz skrajna prawica mają nadzieję, że obecna fala niezadowolenia pomoże zdobywać im dodatkowe poparcie. Widzą w tym paralelę do francuskiego ruchu żółtych kamizelek sprzed paru lat, który napiął żagle stronnictw skrajnych.