Świat

Pierwsze pokolenie pokoju. Nowe liderki Irlandii Północnej walczą z duchami przeszłości

Szefową władz w Belfaście została właśnie reprezentująca Sinn Fein Michelle O’Neill (na zdjęciu od lewej), jej zastępczynią – Emma Little-Pengelly z DUP, partii wspierającej unię z Wielką Brytanią. Szefową władz w Belfaście została właśnie reprezentująca Sinn Fein Michelle O’Neill (na zdjęciu od lewej), jej zastępczynią – Emma Little-Pengelly z DUP, partii wspierającej unię z Wielką Brytanią. Pool / Reuters / Forum
Szefową władz w Belfaście została właśnie reprezentująca Sinn Fein Michelle O’Neill, jej zastępczynią – Emma Little-Pengelly z DUP, partii wspierającej unię z Wielką Brytanią. Obie polityczki wywodzą się z rodzin zaangażowanych w zbrojną walkę o przyszłość Ulsteru.

Choć od porozumienia wielkopiątkowego, kończącego tzw. Troubles, trwający trzy dekady konflikt o przynależność państwową Irlandii Północnej, minie w tym roku już 26 lat, rana ta do końca się nie zabliźniła. Pamięć o wydarzeniach z tamtych lat: sąsiedzkiej przemocy, religijnej nienawiści przecinającej rodziny, lokalne społeczności czy grupy znajomych, nadal jest bardzo silna. Belfast podzielony jest tzw. murami pokoju, co jest nazwą groteskową, bo odnosi się do aż 97 różnych barier – metalowych, betonowych, ceglanych – oddzielających od siebie części miasta, w których przeważają albo katolicy, albo protestanci. W mieście bez trudu można spotkać murale wzywające do przyłączenia tego terytorium do Republiki Irlandzkiej, graffiti upamiętniające zmarłych w zamachach po obu stronach sporu, ale też i brytyjskich żołnierzy, co podkreśla, że wielu mieszkańców Ulsteru nadal czuje się przede wszystkim członkami Unii, której stolicą jest Londyn.

Dodatkowo ogień nacjonalistycznych i religijnych sporów na nowo rozniecił brexit, który przywracał widmo wprowadzenia fizycznej granicy pomiędzy Irlandią a Wielką Brytanią. Ostatecznie do tego nie doszło, granica została wyznaczona na morzu, jednak konieczność wprowadzenia restrykcyjnych kontroli celnych w porcie w Belfaście negatywnie wpłynęła na lokalną gospodarkę, bo tempo transportu dóbr pomiędzy Wielką Brytanią a Irlandią Północną (traktowaną w tym kontekście wciąż jako część Wspólnoty) znacząco spadło. Po drugiej stronie granicy nowe wcielenie IRA, Irlandzkiej Armii Republikańskiej, zobaczyło szansę na przyłączenie północy do Republiki – wróciły, choć oczywiście w znacznie mniejszej skali niż w czasie The Troubles, motywowana politycznie przemoc, zamachy, nawet ataki na dziennikarzy. Przy okazji ubiegłorocznej, 25. rocznicy porozumienia wielkopiątkowego doszło do starć z policją, protestujący zwolennicy unifikacji obu Irlandii obrzucili radiowóz koktajlami Mołotowa. Nadal trwa bolesny podział wielu aspektów życia codziennego, na czele z edukacją. Pod względem religijnym, jak wyliczył w ubiegłym roku dziennik „The Irish Times”, segregacja religijna istnieje w aż 93 proc. szkół w Belfaście.

Czytaj też: Jak sklejano Wyspy Brytyjskie

Ojcowie po dwóch stronach barykady

W takich warunkach władzę przejmuje Michelle O’Neill, reprezentująca lewicowo-nacjonalistyczną partię Sinn Fein, w czasach Troubles będącą czymś na kształt politycznego skrzydła IRA. Jej zastępczynią została Emma Little-Pengelly z DUP, partii unionistycznej, wspierającej pozostanie Irlandii Północnej w Wielkiej Brytanii. Taki podział stanowisk to nie wynik szerokiej koalicji, ale ustroju, który brytyjskiemu Ulsterowi narzucono w ramach porozumienia wielkopiątkowego. Wprowadziło ono podział władzy, w ramach którego pierwszym ministrem lokalnego rządu zawsze będzie lider partii, która wygra tam wybory, ale wiceszefem gabinetu – przywódca drugiego największego ugrupowania, a więc najczęściej lider opozycji. Od 1998 r. stanowisko pierwszego ministra zawsze było jednak sprawowane przez polityka z DUP – O’Neill jest pierwszą przedstawicielką nacjonalistów, która pokieruje pracami północnoirlandzkiego gabinetu. Co więcej, ubiegłotygodniowe porozumienie i powołanie obu polityczek kończy dwuletni paraliż – w tym czasie Irlandia Północna nie miała funkcjonującego rządu, bo unioniści bojkotowali podział władzy, nie zgadzając się na regulacje dotyczące handlu międzynarodowego po brexicie. W tym czasie aż siedmiokrotnie próbowano stworzyć gabinet, jednak pomimo kolejnych koncesji, zarówno ze strony Unii Europejskiej, jak i Londynu, DUP pozostawało nieugięte. Sytuacji nie zmieniła nawet uchwalona w lutym 2023 r. tzw. ramifikacja windsorska, która znacząco uprościła celną biurokrację na granicy, ułatwiła też rozliczanie podatku VAT i złagodziła regulacje dotyczące m.in. transportu alkoholu i leków pomiędzy Irlandią Północną a resztą Wielkiej Brytanii – pomimo jej przyjęcia DUP przedłużyło bojkot o kolejne 11 miesięcy.

Duet O’Neill i Little-Pengelly stoi więc przed ogromnym wyzwaniem, nie tylko dlatego że przyjdzie im rządzić bardzo rozchwianym, politycznie niestabilnym krajem. Obie wnoszą ze sobą osobisty bagaż wspomnień z czasów The Troubles, kiedy ich ojcowie zaangażowali byli w zbrojną walkę po przeciwnych stronach barykady. Ojciec O’Neill siedział w więzieniu w związku z działalnością w grupie Provisional IRA, jednej z najbardziej brutalnych frakcji IRA, odpowiedzialnej za blisko połowę ofiar śmiertelnych całego konfliktu – pisze portal POLITICO. Jej wujek zbierał z kolei pieniądze dla tego oddziału, a kuzyn został zamordowany w czasie jednego z ataków Armii na brytyjską policję. Z kolei ojciec Little-Pengelly wspierał unionistów w ramach grupy Ulster Resistance, negocjując m.in. zakup broni od apartheidowskiego reżimu RPA w Paryżu, gdzie został złapany przez francuski wywiad. Zwłaszcza postać O’Neill jest newralgiczna w tym układzie, bo przez wiele lat swojego zaangażowania politycznego usprawiedliwiała walkę zbrojną IRA, tłumacząc, że w czasie Troubles nie było dla niej alternatywy. W irlandzkim parlamencie zasiada od 2007 r., od zawsze zaangażowana w działalność społeczną, politykę socjalną i ochronę praw człowieka. W ostatnich latach wykonała jednak sporo ruchów koncyliacyjnych, deklarując chęć porozumienia z unionistami. Obiecała „szanować brytyjską rodzinę królewską”, choć nigdy nie porzuciła dyskursu o przyłączeniu Irlandii Północnej do reszty Republiki, co zresztą wpisane jest w program jej macierzystej partii.

Czytaj też: Bardzo długi brexit. Bruksela i Londyn ścierają się w Irlandii

Irlandia na drodze do zjednoczenia?

8 lutego szefowa Sinn Fein Mary Lou McDonald poinformowała nawet, że referendum zjednoczeniowe jej zdaniem powinno odbyć się „nie później niż w 2030 r.”. Poparcie społeczne dla tej idei rośnie z roku na rok, choć nie wszędzie w takim samym tempie. W grudniu ubiegłego roku „Irish Times” opublikował wyniki sondażu, z którego wynika, że aż 64 proc. Irlandczyków z południa wspiera ideę unifikacji, zaledwie 16 proc. jest przeciw. Po drugiej stronie granicy sytuacja wygląda jednak inaczej – w ciągu ostatnich kilku lat odsetek osób wspierających zjednoczenie wzrósł, ale waha się od 30 do maksymalnie 41 proc. Blisko połowa (48–53 proc. w różnych badaniach) nadal opowiada się za pozostaniem północy w Wielkiej Brytanii. Tendencja unifikacyjna nabiera jednak rozpędu także za sprawą demografii – młodzi ludzie są zmęczeni podziałami. Jak pisze „The Guardian”, w grupie wiekowej 18–24 lata Irlandczycy z Północy wspierają pomysł zniesienia granicy i przyłączenia do Republiki już w odsetku wynoszącym 57 proc., a więc o ok. 20 pkt proc. wyższym niż ogólny wynik dla całej populacji. Notowania Wielkiej Brytanii pogorszył też brexit, który utrudnił chociażby dostęp do brytyjskich uczelni, skomplikował funkcjonowanie małych i średnich przedsiębiorstw, przypominając o czasach, kiedy podział pomiędzy Londynem a Dublinem był naprawdę silny i niejednego kosztował życie.

Sporo jest dziś głosów po obu stronach granicy wspierających ideę unifikacji, a nawet wyrażających opinię, że w perspektywie jednej czy dwóch dekad jest ona nieunikniona. Do tego jednak jeszcze daleka droga, chociażby z proceduralnego punktu widzenia, bo porozumienie wielkopiątkowe nie precyzuje drogi prawnej do zjednoczenia, a sam pomysł budzi sporo kontrowersji także w Westminsterze. Wydaje się jednak, że kwestie tożsamościowe mają dzisiaj dla Irlandczyków – tych z południa i tych z Północy – znacznie mniejsze znaczenie niż jeszcze kilkanaście lat temu. Ważniejsze wydają się tematy, na które państwo rzeczywiście ma praktyczny wpływ: dostęp do służby zdrowia, edukacji, innych usług publicznych. Pod wieloma względami lepiej w tym zakresie wychodzi Republika, będąca jednym z najlepszych w Europie miejsc do działalności gospodarczej, chwaląca się też wysokim poziomem szkół i uniwersytetów. Wielka Brytania ma Ulsterowi coraz mniej do zaoferowania poza nostalgią za czasami imperialnej potęgi – benefity mające wynikać z brexitu wciąż się nie zmaterializowały i już zapewne nigdy się to nie stanie. Jedna Irlandia to nie jest już mglista perspektywa, tylko realna wizja przyszłości.

Czytaj także: Podzielona Belgia, połączona Irlandia? Mapa Europy wkrótce może się zmienić

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną