List do przyjaciół w Moskwie
List Pawła Reszki do przyjaciół w Moskwie. „Dla mnie Rosja popełniła samobójstwo”
Wiesz, zastanawiałem się, po co napadliście na Ukrainę. W sumie ona powiedziała tylko: „Dziękuję bardzo, kochani, chcę pójść swoją drogą”. Takie rzeczy dzieją się w średnio udanych związkach. Trzeba żyć dalej, po swojemu. Nic strasznego. Ale może z perspektywy Rosji to rzecz niedopuszczalna? Plunięcie na wspólną historię? Rosjanie mieli pozwolić Ukrainie odejść? Przyznać, że wszystko było kłamstwem? Skuć arkadyjskie mozaiki sławiące przyjaźń metalurgów obu krajów? Zastąpić je imionami umarłych w czasach Wielkiego Głodu?
Istniało prostsze wyjście. Należało uznać, że Ukraina zwariowała. Otumaniona przez narkotyczną ideologię Zachodu. Szaleńców trzeba ratować. Nawet siłą. Okoliczność przykra, ale terapia konieczna. Nie ma o czym dyskutować.
Na Kijów teraz spadają bomby. Czołgi mkną po przedmieściach Charkowa. Żołnierze zabijają męża Ireny, gwałcą Tanię. Zabijają górnika Konstantina Dołgicha.
A tam – w naszej kawiarni pod słonecznym obrazkiem – wszystko tak, jakby nie działo się nic nadzwyczajnego. Ulica żyje codziennością. Z radia płyną wiadomości: „W Moskwie minęła szesnasta…”.
• • •
Wiesz, że kiedy tylko zaczęła się inwazja, zadzwoniłem do Żory. Chciałem, żeby wiedział, że mam pretensje do Putina, ale nie do niego. Odebrał telefon. Wysłuchał mnie. Potem powiedział, że to wszystko nie jest takie proste.
– Jak: nie jest proste? Rosja bombarduje Ukrainę. Wasze czołgi jadą na Kijów. To mało skomplikowane. – Wierz mi, nie należy wierzyć propagandzie. W czasie działań zbrojnych pierwsza ginie prawda. Musisz na to spojrzeć z pewnego dystansu.
Następnego dnia znów zadzwoniłem. Żeby mi wyjaśnił. Byliśmy przecież przyjaciółmi. Chciałem go wysłuchać. Słuchawkę podniosła Masza.