To mogą być kluczowe dni dla konfliktu w Strefie Gazy. Gdy zamykaliśmy ten numer POLITYKI, w Waszyngtonie gościł Benny Ganc, członek gabinetu wojennego Beniamina Netanjahu. Premier był przeciwny tej wizycie – uważa, że strategia Izraela nie może być przedmiotem zagranicznych negocjacji, co prawdopodobnie było celem Ganca. Pikanterii dodaje fakt, że Ganc stoi na czele partii Moc Izraela, która zdystansowała w notowaniach Likud Netanjahu. W Izraelu krążą więc teorie, wg których Amerykanie chętnie widzieliby podmianę Netanjahu na Ganca.
Tym bardziej że stosunek Zachodu do premiera Izraela jest coraz bardziej krytyczny po masakrze, do jakiej doszło w zeszły czwartek w północnej Gazie. Tego dnia Izrael przepuścił przez granicę prywatny konwój z pomocą humanitarną. Wygłodniały tłum rzucił się na ciężarówki, niedługo później padły strzały z pobliskiego posterunku izraelskiego. Palestyńczycy twierdzą, że żołnierze strzelali bez powodu. Według Izraela część ludzi podeszła do posterunku i żołnierze poczuli się zagrożeni. Od kul zginęło co najmniej 12 osób, kolejne 100 zostało zadeptanych przez spanikowany tłum.
To wydarzenie wywołało ostrą reakcję nawet w Waszyngtonie. Amerykanie, którzy od tygodni ostrzegają przed zbliżającym się kryzysem humanitarnym w Gazie, w minioną sobotę rozpoczęli lotnicze zrzuty żywności i środków medycznych do Strefy. Jednocześnie zablokowali rezolucję Rady Bezpieczeństwa ONZ potępiającą Izrael za czwartkową masakrę, mimo że projekt tekstu nie wskazywał na bezpośrednią odpowiedzialność Izraelczyków, lecz obciążał ich pośrednio – jako okupantów, którzy mają obowiązek zapewnić miejscowej ludności bezpieczeństwo.
Najbliższe dni mogą okazać się decydujące z powodu ramadanu, świętego miesiąca w islamie, który rozpoczyna się 10 marca.