Bangladesz rozpoczyna nowy rozdział. Po gwałtownych, krwawo tłumionych protestach studenckich szefowa rządu Sheikh Hasina uciekła do Indii. Kontrolę nad krajem liczącym 170 mln mieszkańców przejęła armia, która obiecuje, że wspólnie z cywilnymi politykami i ponad dotychczasowymi podziałami stworzy rząd przejściowy, a jego zadaniem będzie oddanie władzy obywatelom. Na ulicach stołecznej Dhaki wiwatowały setki tysięcy, może nawet milion demonstrantów, a opozycja mówi, że poniedziałek 5 sierpnia zostanie zapamiętany jako dzień wywalczenia drugiej niepodległości. Jeszcze na początku roku wydawało się, że nie ma mocnych na 76-letnią Sheikh Hasinę, która po zbojkotowanych przez rywali wyborach zaczynała swoją piątą w ogóle – i czwartą z rzędu – kadencję.
Hasina jest córką ojca założyciela państwa, pierwszego prezydenta po wyzwoleńczej wojnie z Pakistanem z 1971 r. Jej polityczną biografię naznaczył zamach na ojca i licznych członków jej rodziny, długoletnia emigracja, sama też wyszła obronną ręką z co najmniej kilkunastu prób pozbawienia jej życia. Przejęła ojcowską schedę pod hasłami demokratyzowania Bangladeszu, skończyła jako klasyczna autokratka. Studenci wyszli na ulice w lipcu. Sprzeciwili się zasadom rekrutacji urzędników, które promują krewnych weteranów wojny z 1971 r. Niezadowolenie napędzały wysoka inflacja, szybko rosnące ceny żywności i kłopoty z zatrudnieniem. Aż w końcu poszło już o całokształt reżimu. Policja próbowała spacyfikować manifestacje, zginęło ok. 300 osób.
Największą niewiadomą staje się postawa armii. W tym rejonie Azji wojsko regularnie zastępuje cywilnych polityków, czy to w drodze puczów, czy jako siła stabilizująca w okresach niepokojów. I bardzo często ma opór przed oddawaniem raz przechwyconej władzy. Bangladesz ma własne fatalne doświadczenia z rządami wojskowych, ale też mundur jest tu powszechnie szanowany, więc szef sztabu gen.