Jedna siódma tej ilości eksplodowała w 2020 r. w Bejrucie. Tamta katastrofa zrujnowała portową część miasta, doprowadziła do zniszczenia państwowych zapasów zboża oraz do dymisji libańskiego premiera i rządu. „Ruby” od tygodni kotwiczy u wybrzeża Wielkiej Brytanii, mniej więcej na wysokości Londynu. Maltański armator nie może znaleźć stoczni remontowej, która podjęłaby się naprawy pęknięć kadłuba, uszkodzonej śruby i steru. Deklaruje, że portem docelowym będzie Marsaxlokk na Malcie, ale tamtejsze władze wpuszczą jednostkę, o ile wcześniej pozbędzie się ładunku.
„Ruby” wypłynął 22 sierpnia z rosyjskiego portu Kandałaksza pod Murmańskiem, zmierzał do Las Palmas na Wyspach Kanaryjskich. Już na początku rejsu zmagał się ze sztormem, w wyniku którego osiadł na mieliźnie. Zamiast zawrócić w stronę Półwyspu Kolskiego, popłynął do norweskiego Tromsø, skąd pod presją mieszkańców szybko się go pozbyto. Skierował się na Bałtyk, ale na jego przyjęcie nie zgodziły się Litwa i Szwecja, nie chcą go też brytyjskie terminale portowe. Tak utknął na Morzu Północnym i doczekał się złej sławy „pływającej bomby”, a może i potencjalnego instrumentu wybuchowej prowokacji wymierzonej w NATO. Armator utyskuje na falę medialnej paniki i zarzeka się, że saletra amonowa jest powszechnie transportowana i w normalnych warunkach nie stanowi poważnego niebezpieczeństwa. Jednak spawanie kadłuba tak załadowanego statku może mieć wybuchowe skutki.
Rosja pozostaje największym producentem saletry amonowej na świecie. Jej nawozy nie zostały objęte zachodnimi sankcjami po napaści na Ukrainę, przeważyły argumenty o zachowaniu stabilności globalnego rynku żywności. Eksport rosyjskich nawozów do UE szybko rośnie, w ostatnim roku aż o 43 proc., bijąc w europejską branżę wytwórczą.