Głosy słuszne i niesłuszne
Friedrich Merz strzelił sobie w kolano tuż przed wyborami
Trzy tygodnie przed wyborami Friedrich Merz strzelił sobie w kolano. 29 stycznia chadecki kandydat na kanclerza wspierany przez FDP i AfD czterema głosami przepchnął w Bundestagu projekt radykalnej ustawy antyimigracyjnej, przewidującej m.in. zamknięcie granic, odrzucenie podwójnego obywatelstwa i utrudnienia w łączeniu rodzin. Jednak już dwa dni później 18 głosami przegrał drugie głosowanie.
Projekt Merza głosowano tuż po uroczystym upamiętnieniu w Bundestagu ofiar Holokaustu. Potem ustępujący kanclerz Olaf Scholz przestrzegł przed niezgodnością ustawy z prawem europejskim. Ale nie zadziałało. Projekt przyjęto dzięki głosom posłów ze skrajnie prawicowej AfD. Po głosowaniu Merz kręcił, że przecież „w słusznej sprawie każdy głos jest słuszny”, ale też jakby przepraszał, czym ściągnął na siebie szyderstwo „alternatywnych”, że szybko wymiękł w kolanach. Ten nieoczekiwany sojusz z miejsca wywołał falę demonstracji w wielu miastach i oburzenie mediów za „złamanie tabu”. Merza ostro skrytykowała jego wieloletnia przeciwniczka w CDU Angela Merkel oraz przedstawiciele obu Kościołów, a także środowisk żydowskich, jak znany publicysta Michael Friedmann, który po 40 latach ostentacyjnie wystąpił z CDU.
Przed drugim czytaniem próbowano skłonić Merza do skorygowania błędu, tym bardziej że jego projekt nie miał szans na ratyfikację w Bundesracie. Daremnie. Bo ostra debata parlamentarna to wymarzona rzecz w końcowej fazie kampanii. CDU/CSU wprawdzie prowadzi w coniedzielnych sondażach, ale 29–34 proc. to żadne szczyty, a ma niewielu możliwych koalicjantów. SPD ma 15–17-proc. poparcie, Zieloni mogą liczyć na 13–15 proc., a liberałom z FDP i lewicowej drobnicy grozi wypadnięcie z parlamentu. Jest jeszcze AfD z 18–23-proc.