Cichy zakątek wojny
Tu syreny nie wyją, weterani chcą się mścić. Wojnę widać na cmentarzach i w oczach tchórzy
Tu nie wybucha, syreny nie wyją. Ale na wojnę, która 24 lutego skończyła trzy lata, można natknąć się wszędzie: na wojskowych cmentarzach, w pracowni protez. Zobaczyć ją w oczach tchórzy. A także usłyszeć w przekleństwach oszalałych weteranów, którzy chcą się mścić na całym świecie.
Bukowina to kawałek Ukrainy przylepiony do rumuńskiej granicy. Mieszanka religii, narodów, języków: ukraiński, rumuński, polski, rosyjski. A Mojsze Krais (kiedyś kierownik wodociągów, dziś przedsiębiorca i działacz społeczny) nagrywa audycje w jidysz. Bukowina to filigranowe, dające światu poetów Czerniowce. I małe wioski, które chciałyby, żeby świat o nich zapomniał.
Zbliżał się wieczór, gdy Wadim nareszcie przywiózł towar. – Szef coś mocno się spóźnia – mruknęła ekspedientka, patrząc przez zaszronione okno. Wadim długo siedział w aucie. Wyszedł blady, w ręku ściskał jakiś papier. – Co się dzieje? – Nadziałem się na patrol z Komendy Uzupełnień. No i mam bilet na front. Oparł się o ścianę. Patrzył na swój sklep, nowiutki, pachnący świeżością. – I co teraz? – Na front, a tam mnie zabiją. Jak brata. (Brat zginął w lecie 2023 r. pod Limanem. Koledzy przysięgali, że widzieli martwe ciało w okopie, z którego musieli się wycofać. Ale przecież to tylko słowa. Formalnie uznano go za zaginionego).
– Albo? – Albo tam – Wadim pokazuje w stronę gór i granicy z Rumunią. Przeprawa na tamtą stronę jest kosztowna. I niebezpieczna, bo straż graniczna poluje na uciekinierów. Ale to nie dotyczy Wadima – w zagubionej wsi na wschód od Krasnoilska żyje od urodzenia. Zieloną granicę przechodził setki razy z kontrabandą papierosów. Po prostu weźmie plecak i pójdzie znaną sobie przemytniczą tropinką… To ledwie kilka kilometrów.