Decyzja o skazaniu Marine Le Pen i ośmiorga innych członków Parlamentu Europejskiego zapadła w poniedziałek rano, ale sąd długo nie ogłaszał ostatecznego wymiaru kary. Informacja została opublikowana chwilę po godz. 13. Najbardziej znana francuska polityczka skrajnej prawicy nie może ubiegać się o żaden publiczny urząd przez pięć lat. Oznacza to, że po odejściu Emmanuela Macrona jej sen o Pałacu Elizejskim może się nie ziścić. Ani wtedy, ani już nigdy.
Sama Le Pen, która według relacji portalu „Politico” przez całą rozprawę kręciła głową z niedowierzaniem, nie została na sali sądowej, żeby usłyszeć wyrok. Wyszła z budynku ze swoimi pełnomocnikami.
Koniec kariery Marine Le Pen?
Oskarżenie dotyczy czasów, gdy była deputowaną do Parlamentu Europejskiego (2004–17). Miała wówczas zatrudniać asystentów, których wynagrodzenie było wypłacane z brukselskiej kasy, chociaż, jak wyjaśnia dziennik „Le Monde”, pracowali dla partii Le Pen i jej kolegów z ugrupowania. Zadania, które realizowali, nie dotyczyły w żadnym stopniu kwestii europarlamentarnych. Łącznie, jak wylicza gazeta, Zjednoczenie Narodowe (wówczas występujące jeszcze pod nazwą Frontu Narodowego) miało wyłudzić aż 2,9 mln euro. Oprócz Le Pen skazano ośmioro polityków partii i 12 asystentów, którzy usłyszeli zarzut niszczenia dowodów i zacierania śladów przestępstwa.
Najwyższy wymiar kary, jaki grozi Le Pen, to pięć lat pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata, pięcioletni zakaz sprawowania urzędów publicznych oraz 100 tys. euro kary – jeśli przegra także w apelacji, którą zapewne złoży. Sama oskarżona uważa proces za próbę doprowadzenia „do jej politycznej śmierci”.