Treści wrażliwe
Oksana Zabużko dla „Polityki”: Humor pomaga, gdy się żyje pod bombami. Sieć nas za to karci
MARTYNA BUNDA: Mieszka pani znów w Kijowie, wróciła pani do miasta ogarniętego wojną.
OKSANA ZABUŻKO: Gdy w 2022 r. weszli Rosjanie, byłam akurat za granicą. Wyjechałam na trzy dni, z jedną walizką, dwiema sukienkami, a podróż przeciągnęła się do półtora roku. Ale wreszcie trzeba było wrócić. Nie da się przeczekiwać bez końca. Życie w dzisiejszym Kijowie wymaga trochę; np. gdy zaczynają się naloty, które mamy niemal co nocy, puszczam sobie angielskie kryminały – właśnie kończę „Poirota” na podstawie Agathy Christie. Nie jestem osłuchana z klasycznym brytyjskim akcentem, więc muszę się skupiać, żeby się tym delektować. Gdy za oknami już słychać wybuchy rozstrzeliwanych rosyjskich dronów, ja staram się z brytyjskiego angielskiego stworzyć barierę ochronną przed odgłosami wojny. To pomaga czasami utrzymywać je w tle.
Ale nie są tłem. Ani filmem.
Są doświadczeniem, którego przetrawienie zajmie pokolenia. To najmłodsze wojna bezlitośnie nam wybija. Jechałam ostatnio taksówką na ulicę Julii Zdanowskiej. Kierowca zapytał, co to za nowa patronka. Opowiedziałam mu o tej genialnej młodej matematyczce z Charkowa, zabitej przez Rosjan. Wtedy ten mężczyzna, który – jak się okazało – niedawno został zdemobilizowany, opowiedział o młodych żołnierzach z jego batalionu. Imiona, losy, ich historie, to, jak umierali, i zrozumiałam, że męczy go poczucie winy – on, stary koń, żyje. Różne rodzaje poczucia winy albo wstydu niszczą i będą niszczyły nas wszystkich.
Ale z drugiej strony w Ukrainie coraz mocniej przebija się poczucie, że właśnie ta wojna jest naszym codziennym życiem – innego nie mamy. Często myślę o tym, co pisał Marek Edelman: że ma już dość czytania o cierpieniu w getcie, chce wreszcie przeczytać o miłości w getcie, a Imre Kertész w „Losie utraconym” – o byciu szczęśliwym w Auschwitz.