Zgryz z gryzoniem
Szczury kontratakują: wróciły do dużych miast. Nienawidzimy ich, a nauka jest bezbronna
Wystarczył miesiąc strajku śmieciarzy, by Birmingham przypomniało sobie o istnieniu szczurów. Z alarmów przerażonych mieszkańców wynika, że gryzonie „terroryzują miasto”. Są wielkości „małych kotów” z „naprawdę grubymi ogonami”. „Wdzierają się” do domów. Przegryzają kable w samochodach i skutecznie je unieruchamiają. Szczury pasą się na nieodebranych śmieciach. A mają na czym, bo na początku kwietnia na chodnikach zalegało 17 tys. ton odpadów. Kryzys stał się tak poważny, że brytyjskie media poczuły się w obowiązku rozszyfrować sposób, w jaki szczury wchodzą do mieszkań przez syfony muszli toaletowych.
Według czasopisma „Science Advances” miejskich szczurów będzie ostro przybywać, nie tylko w Birmingham. Utrzyma się trend obserwowany w ostatniej dekadzie, gdy ich liczebność w Waszyngtonie wzrosła prawie czterokrotnie, w San Francisco trzy razy, prawie dwukrotnie w Toronto, największym mieście Kanady. Badacze podejrzewają, że nie może być inaczej w Paryżu czy Londynie. Szczurom sprzyjają postępująca urbanizacja i gwałtowne ocieplenie klimatu. Kluczowe okazują się krótsze i mniej dolegliwe zimy, dzięki którym pojawia się trochę więcej czasu na zdobycie pożywienia i wyprowadzenie dodatkowych miotów.
Pod klapą toalety
Praktycznie każde duże miasto odpiera dziś szczurzy najazd. Szczególnie głośno jest o zmaganiach Nowego Jorku. Globalną karierę zrobiło nagranie tamtejszego zwierzaka taszczącego kawałek pizzy. „New York Times” przywołał niedawno świadectwo pewnego redaktora i reżysera ścierającego się ze szczurem odnalezionym – a jakże – pod klapą toalety. Twórca przytrzasnął ją najcięższą książką (padło na autobiografię George’a Orwella), a następnie przez pół godziny spryskiwał intruza wybielaczem i spuszczał wodę.