Ostatecznie Friedrich Merz został wybrany w drugim głosowaniu, które dość niespodziewanie zostało rozpisane jeszcze we wtorek. Wcześniej nie było co do tego konsensusu – portal „Deutsche Welle” sugerował, że do głosowania dojdzie najpewniej dopiero w piątek.
Jednak Merz jest już kanclerzem – poparło go 325 deputowanych do Bundestagu, czyli o dziewięciu więcej, niż wynosi próg dla większości parlamentarnej. Głosowanie było możliwe, ponieważ SPD, CDU/CSU, Zieloni oraz postkomuniści z Die Linke zgodzili się ominąć wymagane przez obyczaj i regulamin parlamentu ograniczenia czasowe i zwołać kolejne posiedzenie już teraz.
W chwili publikacji tego tekstu w Berlinie trwają posiedzenia klubów partyjnych za zamkniętymi drzwiami – Merz rozmawia z koalicjantami i przyszłymi ministrami. Prawdopodobnie więcej informacji na temat kształtu nowego rządu dostępnych będzie wieczorem lub w środę. Nie zmienia to faktu, że Merz już na starcie jest słabszy niż tuż po wyborach.
Poranna porażka w pierwszym głosowaniu była sensacją, bo wydawało się, że w kwestii przyszłego gabinetu w Republice Federalnej wszystko jest już dogadane. Znane były nawet nominacje ministerialne, na czele z samym Merzem, ale też chociażby Johanem Wadephulem, który miał zostać ministrem spraw zagranicznych.
Merz upokorzony
Zgodnie z konstytucją nie ma żadnych ograniczeń co do liczby głosowań nad wotum zaufania. Ale nigdy od 1949 r. nie doszło w pierwszym podejściu do porażki kandydata na kanclerza. Komentatorzy w Niemczech i innych krajach europejskich zgodnie przyznają, że to gigantyczne upokorzenie dla Merza, z którego ciężko będzie mu się podnieść. Pierwsze analizy wskazują, że rebelia wyszła z szeregów SPD: nie wszyscy w lewicowej partii byli zadowoleni z umowy koalicyjnej i ogólnego kierunku reform, które proponował Merz.
Porażka chadeków nastąpiła w krytycznym dla Niemiec momencie. Scena polityczna jest rozchwiana po piątkowej decyzji służb ochrony konstytucji, niemieckiego kontrwywiadu, o uznaniu AfD za partię ekstremistyczną. Partia Alice Weidel już zapowiedziała, że będzie się odwoływać i zaskarży tę decyzję do sądu.
AfD jest w tej chwili najpopularniejszą partią w Niemczech, według najnowszych sondaży ma 26 proc. poparcia – przy 24 proc. dla CDU/CSU. Gdyby Niemcom nie udało się przegłosować nowej koalicji, doszłoby może w skrajnym przypadku nawet do przyspieszonych wyborów.
Niemcy w kryzysie
Żeby drugie głosowanie nad wyborem kanclerza mogło odbyć się jeszcze dzisiaj, inicjatywę musiało poprzeć co najmniej 67 proc. posłów. Nadal obowiązywał próg 50 proc. Przy trzecim podejściu, jak tłumaczy portal Euractiv, wystarczyłaby już większość względna, którą Merz osiągnął za pierwszym razem.
To pierwszy przypadek, kiedy kandydat doświadczył tak wielkiego upokorzenia jeszcze przed rozpoczęciem kadencji.
O sytuacji będziemy informować na bieżąco.