Kanclerz Niemiec Friedrich Merz spotkał się w czwartek w Waszyngtonie z Donaldem Trumpem. Próbował przekonać prezydenta USA do obrania twardszego kursu wobec Rosji, ale nie wygląda na to, że wiele w tym kierunku osiągnął. Niektóre wypowiedzi Trumpa w obecności gościa można by uznać za taki sygnał, gdyby je optymistycznie interpretować. Wizyta Merza była wyrazem poprawy stosunków USA z Niemcami, napiętych po powrocie Trumpa do władzy.
Do tanga trzeba dwojga
Podczas transmitowanego na żywo i otwartego dla wybranych mediów wstępnego spotkania obu przywódców w Gabinecie Owalnym Trumpa zapytano m.in. o to, czy USA będą nadal pomagać Ukrainie. Prezydent odpowiedział: „Tak, jestem z Ukrainą”. Dziennikarze dopytywali, czy wobec odmowy zawieszenia broni przez Putina gotów jest wywrzeć na niego presję, i tutaj już Trump kluczył.
Zapytany, kiedy zastosuje zapowiadane ostrzejsze sankcje, odpowiedział: „Kiedy zobaczę, że jest moment, i nie dojdziemy do porozumienia”. Naciskany, czy wyznaczył Putinowi jakiś ostateczny termin, oświadczył: „To jest w mojej głowie. Kiedy zobaczę, że to (wojna) się nie kończy, będziemy bardzo twardzi”. Ale zaraz dodał: „Możliwe, że dla obu krajów. Do tanga trzeba dwojga”.
Trump prawdopodobnie doskonale zdaje sobie sprawę, że Putin gra na czas i nie ma zamiaru poważnie rozmawiać o rozejmie, więc oczekiwanie, że zmieni zdanie, nie ma sensu. Mimo to odrzuca wywarcie presji na Rosję, fałszywie przedstawiając wojnę jako konflikt symetryczny. Podczas spotkania z Merzem porównał ją do bójki przedszkolaków w piaskownicy, tak jakby nie chodziło o niczym niesprowokowaną napaść na Ukrainę, aby ją sobie podporządkować. Powiedział nawet: „Czasami lepiej pozwolić im powalczyć jakiś czas” – tak jakby przewidywał, że wojna potrwa długo.
Czytaj też: Rosjanie mrugają pierwsi, czyli jak negocjuje Kreml. Trzeba działać w sposób lustrzany
Wtórne sankcje na Rosję czekają
Ilekroć Merz sugerował, by USA wspólnie z Niemcami wywarły presję na Rosję, Trump nie przytakiwał mu, tylko okazywał dystans i wątpliwości. Nie przyłączył się do potępienia rosyjskich bombardowań ludności cywilnej i przypomnienia, że Ukraińcy celują tylko w obiekty wojskowe. Kiedy Merz powiedział, że „Ameryka ma wielką możliwość zakończenia tej wojny”, i wezwał Trumpa do wspólnego wywarcia nacisku na Rosję, ten odpowiedział tylko: „Porozmawiamy o tym”.
Merz gościł niedawno w Berlinie ukraińskiego prezydenta Wołodymyra Zełenskiego i zgodził się pomóc mu w sfinansowaniu produkcji rakiet dalekiego zasięgu.
Od kilku tygodni w Kongresie czeka projekt ustawy o tzw. wtórnych sankcjach na Rosję. Przewidywałyby podniesienie o 500 proc. taryf celnych na kraje wspomagające ją poprzez zakupy ropy i dostarczanie broni, czyli np. Chiny, Indie i Iran. Ustawę popiera zdecydowana większość członków Senatu w obu partiach i byłaby ona dla prezydenta poręcznym narzędziem dodatkowo uzasadniającym sankcje. Republikańskie kierownictwo Senatu (GOP ma tu większość) czeka jednak na zielone światło, by ustawę poddać pod głosowanie. A Trump go nie zapala.
Zapytany o to na spotkaniu z Merzem, odpowiedział: „Oni działają pod moim kierunkiem. Chcą, żebym ja zdecydował. A to bardzo surowa ustawa”. W istocie więc kurs Trumpa wobec Rosji się nie zmienia. Prezydent udaje, że czeka na ustępstwa Putina, które nie nadejdą. Nie chce go urazić, bo najbardziej zależy mu na normalizacji stosunków z Rosją.
Czytaj też: NATO ma dopieścić Trumpa. Będzie trudno i drogo. Chce więcej zer, będzie więcej zer
Trump lawiruje z cłami
Innym tematem rozmów z Merzem była wojna celna z Niemcami i całą Unią Europejską. Przed przybyciem kanclerza do Waszyngtonu weszły w życie zapowiadane przez prezydenta cła na import stali i aluminium z UE, podwyższone z 25 do 50 proc. USA są najważniejszym rynkiem dla eksportu stali europejskiej, najwięcej pochodzi z Niemiec.
Z cłami Trump lawiruje, zwykle odwołując po pewnym czasie największe podwyżki albo zmniejszając ich skalę. Mimo sporu o to na otwartym dla mediów spotkaniu w Gabinecie Owalnym przywódcy USA i Niemiec starali się okazywać sobie kurtuazję i przyjaźń. Nie poruszono kwestii niedawnej polemiki obu państw: wiceprezydent J.D. Vance skrytykował Niemcy za uznanie AfD za partię ekstremistyczną i zagrażającą demokracji, na co Merz zareagował gniewnie, mówiąc, że to sprawa jego kraju.
Merz jest ideologicznie bliższy Trumpowi niż socjaldemokrata Olaf Scholz. Reprezentuje CDU, partię centrowo-prawicową, i wprowadził restrykcje na imigrację – podobnie jak amerykański prezydent. Ważnym atutem nowego kanclerza jest także niedawna deklaracja Bundestagu, że Niemcy będą wydawać na obronę 5 proc. PKB. Być może dlatego na spotkaniu w czwartek Trump zapewnił Merza, że nie zmniejszy liczebności żołnierzy amerykańskich w Niemczech. Jest ich 44 tys. i stanowią największą część wojsk USA w Europie, liczących ok. 63 tys. żołnierzy.