Izrael kontra Iran. Europa się boi, ale zbyt wiele nie może. Rozgrywającym jest tu Trump
Walki na Bliskim Wschodzie były we wtorek tematem telekonferencyjnych obrad szefów dyplomacji krajów UE, a kilkanaście godzin wcześniej – jednym z głównych punktów rozmów grupy G7 w Kanadzie.
O ile Unia od maja dojrzewała do zajęcia twardszego wspólnego stanowiska wobec wojny w Strefie Gazy, o tyle stosunek do militarnych działań Izraela wobec państwa bliskiego zbudowania bomby atomowej jest dużo bardziej zniuansowany. Berlin, Paryż, Londyn i Rzym w ostatnich dniach w zasadzie – choć czasem półgębkiem – wyraziły wsparcie dla Izraela, co w poniedziałek potwierdziło wspólne oświadczenie G7 o „prawie Izraela do obrony”. Natomiast różnice między coraz mocniejszym wsparciem Donalda Trumpa dla rządu Beniamina Netanjahu oraz podejściem Europejczyków do tej wojny dotyczą najbliższej przyszłości i ewentualnego zaangażowania USA w walki.
Czytaj też: Donald Trump za wszelką cenę chce uniknąć wojny z Iranem. Ale czy ma inne wyjście?
Europa się boi
Europa chce teraz szybkiego zawieszenia broni, podczas którego – taką nadzieję mają główni gracze w UE oraz Wielkiej Brytanii – dotychczasowe sukcesy wojskowe Izraela można by przekuć w nacisk negocjacyjny na Teheran, by zrezygnował z programu atomowego lub co najmniej poddał go bardzo ścisłej kontroli międzynarodowej. Natomiast Trump, przynajmniej na razie, zdaje się dawać Netanjahu zielone światło dla kontynuacji ataku, a nawet narastają spekulacje, że – pomimo wcześniejszego sprzeciwu – Stany Zjednoczone mogą dołączyć do nalotów na instalacje atomowe.
Europa boi się politycznych i gospodarczych skutków takiej eskalacji walk, w tym regionalnych skutków chaosu (od gospodarki po migracje) po ewentualnym upadku lub osłabieniu ajatollahów.