Premier Kiriakos Mitsotakis twierdzi, że nowy projekt ustawy „Sprawiedliwa praca dla wszystkich” uratuje gospodarkę Grecji. Eksperci i związki zawodowe obawiają się jednak, że długie zmiany mogą stać się normą.
Rząd Mitsotakisa zaproponował trzy rewolucje w prawie pracy: 10-godzinne zmiany przy czterech dniach pracy w tygodniu, umowy o pracę na tydzień zawierane za pośrednictwem aplikacji i przede wszystkim wydłużenie w niektórych przypadkach maksymalnego dnia pracy do 13 godzin. Jeśli ten ostatni punkt zostanie przyjęty, a prawicowy gabinet Mitsotakisa ma większość w parlamencie, szykuje się nowy rekord Europy. Dla jednych będzie to jedynie zatwierdzenie rzeczywistości, w której Grecy od lat harują za dwóch, dla innych – „legalizacja wyzysku”.
Projekt ustawy „Sprawiedliwa praca dla wszystkich”, która ma być przyjęta jeszcze we wrześniu, to zdaniem greckiego premiera jedyny ratunek dla gospodarki cierpiącej z powodu kryzysu demograficznego, braku wykwalifikowanych pracowników, a przede wszystkim exodusu młodych Greków – 500 tys. z nich wyjechało z tego 10-milionowego kraju po kryzysie finansowym 2009 r. Rząd nie chce słyszeć o wpuszczeniu do kraju zarobkowych imigrantów spoza Unii. Nie bez znaczenia jest również fakt, że przy stosunkowo niskim oficjalnym bezrobociu – ok. 8 proc. – to realne jest jeszcze niższe i rząd po prostu stara się, jak twierdzi, wyciągnąć pracowników z szarej strefy.
Nowe rozwiązania mają mieć zastosowanie tylko za zgodą pracownika. Związki zawodowe biją jednak na alarm i przekonują, że pracodawcy, zamiast zatrudnić kolejnego człowieka, będą wymuszać na już zatrudnionych dłuższe godziny pracy i zmieniać je z tygodnia na tydzień. Rząd odbija piłeczkę i twierdzi, że w projekcie ustawy są rozwiązania chroniące przed zwolnieniem w takich przypadkach, zapewniające odpowiednio długi odpoczynek po 13-godzinnej zmianie, a także gwarantujące stawkę nadgodzinową o 40 proc.