Bastion pada
Upada wiara w ONZ. Zachód ją ignorował, stała się igraszką tyranów. Jeszcze za nią zatęsknimy
Jak co wrzesień od 80 lat wszystkie państwa ONZ, przyjaciele i wrogowie, spotykają się w jednej sali w Nowym Jorku. Tym razem jednak atmosfera nie sprzyja celebracjom. Nie wiadomo nawet, czy ruchome schody w budynku przy East River w ogóle ruszą z miejsca – z powodu niepłacenia składek przez część państw sekretarz generalny António Guterres oszczędza, gdzie się da.
Tym razem dodatkowo Amerykanie nie dali delegacji palestyńskiej wiz, nie wiadomo też, czy wpuszczą Brazylijczyków, Irańczyków, Sudańczyków. Niedofinansowanie, wojna w Strefie Gazy, Ukrainie i nacjonalistyczna polityka USA zdominują posiedzenia plenarne. Główny punkt programu wyznaczono na 22 września – tego dnia na specjalnym spotkaniu Francja, Wielka Brytania, Kanada i inni mają uznać Palestynę za państwo.
W sercu amerykańskiej metropolii delegaci będą patrzeć na wielkie złote godło ONZ nad mównicą – świat w wieńcu laurowym – i zastanawiać się, ile jeszcze razy spotkają się w tym miejscu. Czy multilateralizm przetrwa egzystencjalny kryzys?
Statystycznie współpracy międzynarodowej jest dziś więcej niż kiedykolwiek. Powiększają się mandaty i mnożą misje ONZ. Jest coraz więcej państw, organizacji i tematów do omówienia. Ale to tylko statystyczne złudzenie nieprzekładające się na jakość. Trajektoria multilateralizmu po drugiej wojnie światowej biegła w górę, by osiągnąć szczyt w latach 90. Ale od mniej więcej 20 lat już tylko spada.
Według Norweskiego Instytutu Badań nad Pokojem trwa dziś więcej konfliktów między państwami niż kiedykolwiek od 1946 r. Ostatnie lata biją rekordy w poziomie przemocy. Połowa Europejczyków i Amerykanów spodziewa się trzeciej wojny światowej już w nadchodzącej dekadzie. Na dodatek sama ONZ ma wiele wad i strukturą nie przystaje do współczesnego świata.