W tonacji detonacji
Zapad, recital z Trumpem i inne manewry Łukaszenki. Walczy o przetrwanie
W sierpniu minęło pięć lat od sfałszowanych wyborów prezydenckich na Białorusi. Alaksandr Łukaszenka w obawie przed utratą władzy zdecydował się wtedy niemal oddać hołd lenny Władimirowi Putinowi, co ten skwapliwie wykorzystał. I choć Łukaszenka regularnie mówi o sojuszu z Rosją i wspólnych interesach obu państw, to chodzi o relację wybitnie asymetryczną, z wyraźną korzyścią dla Kremla. Do tego stopnia, że białoruska opozycja wprost ostrzega przed całkowitą rusyfikacją państwa.
W kwestiach bezpieczeństwa w zasadzie trudno nawet mówić o białoruskiej suwerenności. Białoruś wspiera Rosję od początku jej pełnoskalowej agresji na Ukrainę m.in. poprzez dostarczanie sprzętu i paliw dla rosyjskiej armii oraz okresowe szkolenie jej żołnierzy. W 2023 r. Putin i Łukaszenka oficjalnie ogłosili, że na terytorium Białorusi zostanie rozmieszczona rosyjska taktyczna broń jądrowa, a białoruscy piloci wojskowi zostali przeszkoleni do jej użycia. Mińsk wspiera też Moskwę w działaniach hybrydowych, szczególnie tych w cyberprzestrzeni, prowadzonych przeciw państwom NATO, a zwłaszcza na wschodniej flance.
Białoruskie władze, podobnie zresztą jak Kreml, właśnie w NATO upatrują sprawcę wszystkich problemów. Odzwierciedlenie tego można znaleźć m.in. w zmodyfikowanych w 2024 r. dokumentach strategicznych. W białoruskiej koncepcji bezpieczeństwa narodowego Polska została wprost wskazana jako źródło zagrożeń. A w swojej nowej doktrynie jądrowej Rosjanie dali do zrozumienia, że w odpowiedzi na atak na Białoruś mogą użyć broni atomowej.
Plany tego ostatniego oba państwa przetestowały w ramach ćwiczeń „Zapad”, które odbyły się na Białorusi oraz w obwodzie królewieckim, na morzach Bałtyckim i Barentsa 12–16 września. Tegoroczny „Zapad” ze względu na wojnę w Ukrainie rozegrał się na mniejszą skalę, ale był też czytelnym sygnałem, że Rosja ma jeszcze tzw.