Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Mołdawia wybrała Europę i obroniła się przed „ruskim mirem”. Na razie można odetchnąć

Prezydentka Maia Sandu głosuje w wyborach parlamentarnych w Mołdawii, które wygrała jej partia PAS Prezydentka Maia Sandu głosuje w wyborach parlamentarnych w Mołdawii, które wygrała jej partia PAS Daniel Mihailescu/AFP/East News / AFP/EAST NEWS
Wielki triumf opcji proeuropejskiej w Mołdawii. Wybory parlamentarne wygrała Partia Akcji i Solidarności, której przewodzi prezydentka Maia Sandu. PAS dostała ponad 50 proc. głosów i zdobędzie samodzielną większość w parlamencie.

Wybory zostały uznane za ważne w niedzielę po godz. 13 czasu polskiego, gdy według danych komisji wyborczej frekwencja przekroczyła wymagany minimalny próg 33,3 proc. (ostatecznie wyniosła ponad 52 proc., co jest najlepszym wynikiem w ostatnich latach). Po oficjalnym przeliczeniu 99,8 proc. głosów PAS może liczyć na 50,1 proc. poparcia, co oznacza, że Maia Sandu utrzymała zdobytą w 2021 r. większość parlamentarną, a Mołdawia obroniła się przed jawną próbą zagrabienia jej suwerenności przez Kreml.

Na drugim miejscu (24,2 proc.) znalazł się Blok Patriotyczny, koalicja zrzeszająca m.in. Socjalistów, Komunistów i kilka mniejszych partii. Formacja, która w logotypie ma sierp i młot, umieszczone w pięcioramiennej gwieździe, rosła na nostalgii za ZSRR, jest napędzana pieniędzmi z Rosji i odpowiedzialna za ujawnione przez media korumpowanie wyborców. Blok chciał zawrócić Mołdawię z proeuropejskiego kursu.

Tak Rosjanie wpływali na wybory

Te wybory trudno opisać za pomocą typowych określeń używanych w stosunku do demokracji. Skala zagranicznego zaangażowania wymykała się wszelkim standardom.

Rosjanie używali wszystkich możliwych narzędzi, by niezdecydowanym – a według al-Dżaziry jeszcze w piątek stanowili aż jedną trzecią uprawnionych do głosowania – złożyć korzystną ofertę polityczno-finansową. Reuters opublikował przekrojowy materiał o wykorzystaniu przez Kreml patriarchatu, Cerkwi i grup religijnych do wpływania na wyniki. Już od ubiegłego roku rosyjscy duchowni organizowali w Mołdawii pielgrzymki do monastyrów i świętych miejsc, opłacane przez lokalnych i zagranicznych sponsorów. Na miejscu otrzymywali kupony o wartości 10 tys. rubli (ok. 500 zł) do wydania w sklepach przykościelnych, a w drodze powrotnej wręczano im karty debetowe wydane przez rosyjskie banki – na kontach do nich przypisanych znajdowało się według Reutersa 1,2 tys.

Reklama