Polska Niemca nie chce
Tak blisko, ale też daleko. Czy będzie jeszcze chemia między Polską i Niemcami? Teraz jest kiepsko
Mija właśnie 60 lat od wiekopomnego orędzia biskupów polskich do biskupów niemieckich. Ale pamięć o tym zdarzeniu jest już mocno przykurzona. Raptem dwie dekady po zakończeniu wojny włodarze polskiego Kościoła zaapelowali do Niemców o rozpoczęcie dialogu w duchu wzajemnego wybaczenia. Cel orędzia nie był religijny, lecz polityczny. Jak mówił jego inicjator bp Bolesław Kominek, chodziło o położenie „podstaw moralno-psychologicznych” pod przyszłe porozumienie z Niemcami i uznanie granic. A to z kolei miało osłabić komunistów, wytrącając im z ręki argument o zagrożeniu niemieckim, wykorzystywany wówczas w nacjonalistycznej propagandzie gomułkowskiego reżimu.
Orędzie zapoczątkowało zmianę w myśleniu o Niemczech (zachodnich), zwłaszcza w środowiskach opozycji demokratycznej. Z wroga powoli stawały się sojusznikiem w planie przebudowy Europy i przezwyciężania komunizmu. Zjednoczenie Niemiec i koniec porządku jałtańskiego to były dwie strony tego samego medalu. Podobnie jak – już po 1989 r. – pojednanie polsko-niemieckie i integracja Polski z Zachodem.
Obecnie sytuacja jest zasadniczo inna niż 60 i 30 lat temu. Jednak obserwatorzy spraw międzynarodowych pochylają się dziś z troską i zdziwieniem nad stanem stosunków polsko-niemieckich. Bo ten jest kiepski – pomimo wyjątkowo sprzyjających, jak by się mogło wydawać, warunków. Dwaj chadeccy przywódcy Friedrich Merz i Donald Tusk, kryzys geopolityczny zagrażający całej Europie, fala populizmu, Zeitenwende (czyli rewizja politycznych dogmatów) w Niemczech – trudno chyba o lepszą konstelację. Zamiast tego jest atmosfera wzajemnego rozczarowania i zawiedzionych nadziei. A na linii Berlin–Warszawa panuje kłopotliwe milczenie. Nie wiadomo, czy odbędą się konsultacje międzyrządowe zaplanowane wstępnie na grudzień; wspólnych pomysłów i projektów brak.