Sanae Takaichi została pierwszą premierką w historii Japonii. Jako pierwsza kobieta stanęła też na czele dominującej w japońskim krajobrazie politycznym konserwatywnej Partii Liberalno-Demokratycznej. Ugrupowanie mierzy się jednak z kryzysem, a Takaichi ma tym słabszą pozycję, że kieruje rządem mniejszościowym. Koledzy – rządzenie Japonią wciąż pozostaje zajęciem niemal wyłącznie męskim – wystawili ją na czoło, by radykalnie konserwatywną postawą wypracowała przeciwwagę dla rosnącej w siłę skrajnej prawicy. Ta łowi elektorat na wzburzonych wodach gwałtownych zmian społecznych, rozhuśtanych wzrostem kosztów życia, wyzwaniami starzenia się i kurczenia populacji, obawami przed napływem imigrantów oraz coraz bardziej mocarstwową pozycją pobliskich Chin.
Szefowa rządu ma 64 lata. Oddawała się nurkowaniu, lubi jazdę na motocyklach i sportowe samochody, w okresie studiów z zarządzania grała na perkusji w zespole heavymetalowym. Podczas występów zdarzało się jej często łamać pałeczki. Wciąż słucha metalu spod znaku Iron Maiden i Deep Purple, bębni też na rozstawionej w domu perkusji elektronicznej. Stażowała w Stanach Zjednoczonych w biurze Pat Schroeder, demokratycznej kongresmenki z Kolorado. Zmarła w 2023 r. Schroeder przed śmiercią wyraziła życzenie, by z jej prochów wykonać „cegłę, która innym kobietom przytrzyma uchylone drzwi”.
Takaichi nie za bardzo nadaje się na kogoś, kto mógłby taką blokadę zatknąć. O ile zapowiada troskę o lepszą opiekę dla matek dzieci w wieku szkolnym i pacjentek zmagających się z objawami menopauzy, o tyle w jej gabinecie na 18 stanowisk ministerialnych kobietom oddała tylko dwie teki (finansów i ds. bezpieczeństwa ekonomicznego). Sprzeciwia się wprowadzeniu małżeństw osób tej samej płci, dziedziczeniu cesarskiego tronu przez kobiety i zniesieniu obowiązku przyjmowania wspólnego nazwiska przez pary małżeńskie.