Zabójca żołnierki Gwardii Narodowej w Waszyngtonie, 29-letni Afgańczyk Rahmanullah Lakanwal, był dżihadystą – sugerują amerykańskie władze. Jego motywy nie są jednak jasne i nie wiadomo, czy to przejaw ogólnego zagrożenia ze strony 80 tys. imigrantów z Afganistanu zbiegłych przed talibami po ewakuacji wojsk amerykańskich w 2021 r. i przyjętych w Stanach Zjednoczonych jako uchodźcy. Wiele wskazuje, że chodzi raczej o skrajny przypadek życiowego wykolejenia – albo o „samotnego wilka”, który rusza na swój dżihad wyłącznie pod wpływem treści czerpanych z internetu.
Mimo to Donald Trump już wie – trzeba wstrzymać przyjmowanie uchodźców z Afganistanu i innych krajów rządzonych przez dyktatorów lub nękanych wojną domową, co czynił Joe Biden. Wini się go za niechlujną lustrację uchodźców, choć nigdy nie ma gwarancji, że przez sito nie przeniknie potencjalny zabójca, a decyzję w sprawie Lakanwala podjęła… administracja Trumpa. On zaś zapowiedział odbieranie prawa stałego pobytu w USA legalnym imigrantom i zastopowanie wszelkiej imigracji „z krajów Trzeciego Świata”. Jeśli ktoś ma wątpliwości, co to oznacza, przypomnijmy, że Trump ograniczył wcześniej przyjmowanie uchodźców zewsząd – z wyjątkiem RPA, skąd mogą przybywać biali Afrykanerzy zagrożeni przez czarnych.
Część uchodźców z Afganistanu pomagała Amerykanom podczas wojny jako kombatanci (jak Lakanwal) albo tłumacze, narażając się na zemstę talibów. Ameryka zaciągnęła u nich dług i ma obowiązek zapewnić im nowy dom – choć moralny argument to może za dużo w przypadku Trumpa. Ciekawe, jak pokona prawne problemy związane z wyrzucaniem z USA ludzi legalnie tam mieszkających. A perspektywa wstrzymania wszelkiej imigracji z biednego Południa to już fantazja, bo przybysze stamtąd to gros pracowników tradycyjnych usług.