Tego samego dnia co w Polsce – 21 października – wybory parlamentarne odbyły się również w Szwajcarii. Faworytem wyborców okazała się nacjonalistyczna partia prawicowa SVP, a największym przegranym centrolewicowa Socjaldemokracja. Prasa europejska podkreśla znaczenie samej kampanii, która nie ma precedensu w historii szwajcarskiej demokracji.
Sukces prawicy
Szwajcarska Partia Pracy, SVP, która w ciągu 12 lat podwoiła udział w parlamencie, w niedzielnych wyborach dodatkowo poprawiła wynik, zdobywając 29% głosów i kolejnych siedem miejsc w parlamencie, podają BBC, Deutsche Welle, „The Guardian“ i „Economist“.
Deutsche Welle cytuje powyborczą wypowiedź przewodniczącego partii, Ueli Maurera, który ogłosił, że to najlepszy wynik w historii szwajcarskich wyborów powszechnych.
„Ci, którzy są przeciwko Unii Europejskiej, chcą niższych podatków, bezpieczeństwa i mniej przestępstw popełnianych przez imigrantów, zagłosowali na SVP”, powiedział Maurer.
Mimo sukcesu, SVP nie ma większości i będzie musiała rządzić w koalicji. Liderzy pozostałych czterech partii zapowiedzieli wolę utrzymania polityki konsensusu, która tradycyjnie zakłada podział ministerstw między czterech głównych graczy: SVP, Socjaldemokratów, Radykałów i Chrześcijańskich Demokratów, od dekad uzyskujących łącznie 75% mandatów. Czy tegoroczne wybory zmienią układ sił, okaże się na początku grudnia, kiedy wyłoniony zostanie nowy gabinet, podaje Deutsche Welle.
'Rasistowska' kampania
Kampanię wyborczą zdominowały dwa tematy: imigranci i ekologia. Pierwszy wyniósł do władzy prawicową SVP, drugi wzmocnił Zielonych, piszą ‘The Guardian”, „Economist” i Deutsche Welle.
Deutsche Welle ocenia, że zamknięcie urn w niedzielę zakończyło najbardziej zjadliwą kampanię w historii Szwajcarii. Tygodnie poprzedzające wybory zdominowane były przez jedno główne hasło: obcokrajowców. SVP oskarżała imigrantów o wzrost poziomu przestępczości. Zamiast surowych kar, Szwajcaria obdarowuje ich mieszkaniami, miejscami pracy i zasiłkami socjalnymi, brzmiały hasła. SVP posłużyła się też kontrowersyjnym plakatem wyborczym przedstawiającym trzy białe owce – obywateli Szwajcarii – wykopujących z kraju czarną owcę – imigranta. Mimo potępienia przez obserwatora UN za podżeganie do rasowej nienawiści, charyzmatyczny lider SVP, minister sprawiedliwości w ustępującym rządzie i milioner, Christoph Blocher, tłumaczył, że w kampanii chodzi jedynie o imigrantów, którzy łamią prawo.
Po niedzielnych wyborach 20% obcokrajowców mieszkających w Szwajcarii, czyli co piąty obywatel, ma powody do niepokoju, pisze reporter BBC. Przewiduje, że legitymizacja przez wyborców retoryki SVP ułatwi wprowadzenie przepisów deportacyjnych, zakazu budowania meczetów, a także oznacza utrzymanie kursu Szwajcarii poza Unią Europejską.
Opozycja, zwłaszcza lewa strona sceny politycznej oraz frankofońska część kraju, obawiają się rosnących podziałów społecznych i pogorszenia wizerunku Szwajcarii jako państwa konsensusu i tolerancji, podają BBC, „Economist” i Deutsche Welle. Ten ostatni cytuje jednego z obserwatorów zamieszek, który zauważa, że wydarzenia, które miały miejsce podczas kampani wyborczej zastąpiły wizerunek Szwajcarii - kraju „czekolady i kukułek“ obrazami rozbitych samochodów, potrzaskanych tablic wyborczych i niepochlebnych nagłówków w prasie zagranicznej.
Skorzystali Zieloni
„Economist” pisze, że ekstremiści zyskali dzięki miejscom na pierwszych stronach gazet, a tymczasem Zieloni z mniejszym hukiem także polepszyli wyniki, otrzymując 9,6 % głosów i dodatkowych sześć foteli w parlamencie. Sukces Zielonych – najpopularniejszej partii do tej pory nie reprezentowanej w rządzie - sygnalizuje rosnącą świadomość problemów ekologicznych wśród Szwajcarów.
„The Guardian” wyciąga z wygranej SVP dwa główne wnioski. SVP prawdopodobnie osiągnęła tegoroczną wygraną szczyt swojej popularności. Jednak druga pod rząd wyborcza wygrana potwierdza przywódczą pozycję partii i niepokoi oponentów, którzy liczyli na to, że dobre wyniki SVP w 2003 roku były jednorazowym wydarzeniem.