Naprawianie błędów
Irak próbuje zasypaść przepaść między szyitami a sunnitami
Na przyjęcie ustawy umożliwiającej im powrót na stanowiska nalegał Waszyngton.
Praworządne prawo
Nowe prawo ocenianie jest jako próba zasypania przepaści między skłóconymi sunnitami i szyitami. Prezydent Bush chwalił ustawę jako kluczowy krok w pojednaniu politycznych partii w Iraku.
Sunnici, którzy dominowali w partii Baas, długo narzekali na to, że wykluczenie ich z życia publicznego było formą sekciarskiej kary. (BBC). "Uważamy to rozporządzenie za naprawę wcześniej popełnionych błędów", powiedział BBC Saleem Abdullah, członek sunnickiej partii Iracki Front Zgody. Saleh al Mutlaq, szef Irackiego Frontu Dialogu Narodowego powiedział z kolei, że sprawiedliwość i odpowiedzialność powinna dotyczyć wszystkich, niezależnie od partii, a przestępstwami powinny zajmować się sądy. (McClatchy).
Delegalizacja
Partia Baas została założona w 1940 roku w Damaszku jako świecka, socjalistyczna partia panarabska, zwalczająca zachodni kolonializm. Rządziła w Iraku od 1968 do 2003 roku i za czasów Saddama Husajna liczyła, jak się szacuje, 2,5 mln członków. Wielu wstępowało w jej szeregi, ponieważ był to warunek otrzymania wyższych stanowisk w administracji. Po obaleniu Saddama Husajna w 2003 roku została delegalizowana przez zarządcę Iraku, Paula Bremera, a jej członkowie wykluczeni z życia publicznego. Uważa się, że rezultatem tego posunięcia są nowe podziały społeczne, odpowiedzialne za obecną przemoc i anarchię w Iraku. Zostały bowiem rozmontowane instytucje, które funkcjonowały od dziesięcioleci, nie tylko armia i policja, ale także szkoły i szpitale, ogołocone z doświadczonej kadry. Pokrzyżowało to także wysiłki Amerykanów, by przekonać do siebie byłych członków partii. Raporty z Iraku jednoznacznie donosiły, że ten ruch Amerykanów spowodował odrzucenie przez część sunnitów nowego porządku w Iraku. Niektórzy aktywnie przystąpili do walki jako rebelianci i samobójczy zamachowcy. (BBC).
Wielka zmiana
Ich wsparcie jest teraz Ameryce potrzebne w ‘kluczowej bitwie przeciwko Al-Kaidzie'. Amerykanie chcą utrwalić zdobycze osiągnięte w minionym roku w Iraku i próbują to robić już nie na ulicach, ale namawiając szyickich przywódców, by ponownie wpisali sunnitów na rządowe listy płac. (Peter Spiegel dla Los Angeles Times). Ponad 70 tys. Irakijczyków, głównie sunnitów, pracuje obecnie dla amerykańskich sił wojskowych w ramach ‘programów bezpiecznego sąsiedztwa'. Jak dotąd 1730 członków sunnickich patroli z bagdadzkich przedmieść Abu Ghraib (znanych jako ‘grupy zaangażowanych obywateli', CLC) zostało oficerami policji. Eksperci szacują, że pod koniec listopada 2007, 80% personelu na kontraktach amerykańskich było sunnitami.
Oficerowie amerykańscy średniego szczebla potwierdzają, że wielu mężczyzn rekrutowanych do tych grup to byli rebelianci. "Pewnego dnia usuniemy im łatkę ‘Al-Kaida' i przypniemy nową: ‘CLC'", ocenia jeden z nich (za Los Angeles Times). Przekazanie ich pod skrzydła szyickiego rządu (jako policjantów i załogi prac publicznych) staje się coraz pilniejsze w związku z planami wycofania amerykańskich oddziałów. Prezydent Bush ogłosił, że w lipcu tego roku ma zostać wycofanych 20 tys. żołnierzy (BBC). Jeśli to nie nastąpi, może dojść do ‘sunnickiego przebudzenia' - próby obalenia rządu przez sunnicką armię, przewiduje adiutant jednego z naczelnych dowódców w Iraku, generała Raymonda T.Odierno (Los Angeles Times).
Zwolennicy programu pojednania argumentują jednak, że jest to ruch nieunikniony, a w niektórych przypadkach nawet pożądany. Uznaje się obecnie, że wielu Irakijczyków, którzy walczyli przeciwko siłom amerykańskim to nie nieprzejednani bojownicy, ale rozgniewani ludzie, którzy próbowali bronić domów przed obcymi.