Mayawati Kumari to pierwsza 'nietykalna', która może zostać premierem Indii. W stanowych wyborach w Uttar Pradeś jej partia zdobyła zaskakującą większość, a ona sama została szefem stanowego rządu. Jej popularność w najbardziej zaludnionym i jednym z najbiedniejszych stanów Indii może zagrozić pozycji rządzącej w Delhi Partii Kongresowej.
Indyjski słoń
Córka pracownika firmy telekomunikacyjnej, wychowana w wielodzietnej rodzinie najniższej indyjskiej kasty nietykalnych, studiowała prawo i pracowała jako nauczycielka w Delhi, zanim nie zaangażowała się w politykę. Jej mentorem został założyciel partii niedotykalnych Kanshi Ram, którego po śmierci zastąpiła w roli przywódcy partii.
"By ją zrozumieć, trzeba zrozumieć skąd pochodzi. Naprawdę była nikim", powiedział o niej redaktor lokalnego wydania "Times of India" w Uttar Pradeś. (Reuters)
Mayawati nie jest jak inne kobiety w indyjskiej polityce, Sonia Ghandi, czy Jayalalithaa. Nie weszła do polityki bramą męczenników, w nimbie sławy męskich poprzedników, pisze "Hindustan Times". Początkowo korzystała z patronatu Kanshi Rama, ale dziś prawie w ogóle o nim nie wspomina. Jej obecna popularność przyćmiewa Sonię Ghandi, której Partia Kongresowa, największa partia Indii, wzięła cięgi w ostatnich wyborach stanowych, przyciągając raczej przetrzebione i mało entuzjastyczne tłumy.
Swoją popularność Mayawati budowała "u podstaw", nie korzystając z pomocy mediów, według niej są - w rękach wyższych kast. Szefem rządu stanowego była trzykrotnie, choć krótko, i za każdym razem były to gabinety koalicyjne. Dopiero w 2007 roku jej partia BSP, Bahujan Samaj, zdobyła większość w stanowym parlamencie, dając Mayawati pięć lat na rozbudowanie bazy politycznej z myślą o fotelu premiera Indii.
Ostatnio premier Indii Manmohan Singh zadzwonił do niej z podróży państwowej do Chin, by złożyć życzenia z okazji 52. urodzin – to znak odczytywany jako dowód uznania dla jej rosnącego znaczenia politycznego.
Niewidzialni nietykalni
Mayawati weszła do polityki dzięki głosom dalitów, nietykalnych, których ominął gospodarczy boom. W Indiach jest ich 170 mln, tyle ile mieszkańców Brazylii. Mayawati ma i inną przewagę. Reprezentanci Uttar Pradeś stanowią największy blok w indyjskim parlamencie. Większość premierów Indii wywodzi się właśnie stąd.
Niektórzy oceniają, że Mayawati ma szansę zdobyć wystarczającą ilość mandatów w krajowych wyborach w 2009 roku, by kontrolować każdy niewiększościowy parlament (Reuters). Polityczny establishment zaczął się obawiać spełnienia jej obietnic wyborczych.
Nowa polityka
Od uchwalenia konstytucji, znoszącej system kastowości i dyskryminację niedotykalnych, upłynęło kilkadziesiąt lat, ale nadal dalici mieszkają w slumsach, nie wolno im modlić się w tych samych świątyniach co pozostali obywatele, pić tej samej wody. Rozwój ekonomiczny od czasu liberalizacji i deregulacji gospodarki Indii w latach 90. pozostawił ich w tyle. Zatrudnienie w sektorze państwowym, gdzie najniższe kasty mają prawo do 22,5% stanowisk, kurczy się, za to rośnie w sektorze prywatnym, gdzie system kwot nie obowiązuje. "The Economist" pisał niedawno, że mimo rządowych rezerwacji dla niedotykalnych na uczelniach, niewielu z nich znajduje potem zatrudnienie w firmach.
Maywati nie jest jeszcze jednym przywódcą kastowym, który zdobył znaczenie polityczne. W wyborach w Uttar Pradeś w 2007 roku pokazała potencjał na przekroczenie podziałów kastowych. BSP wyłania się jako najsilniejsza partia w Uttar Pradeś. Mimo, że jej bazą są niedotykalni, w jej rządzie obecni są bramini, najwyższa indyjska kasta. Nawet Ambedkar – jeden z pierwszych wykształconych niedotykalnych, który walczył o ich polityczne prawa – nigdy nie zdołał wygrać wyborów samodzielnie. Największym zaskoczeniem było to, że Mayawati zdołała przyciągnąć głosy z całego spektrum kast - częściowo dlatego, że partia nietykalnych zaoferowała im stanowiska.
Luksus bycia mahatmą
Krytycy twierdzą, że Mayawati i BSP wykorzystują głosy dalitów do zdobycia władzy, a w międzyczasie wyprowadzają państwowe fundusze na prywatne kaprysy przywódczyni. Od czasu wyborczej wygranej Mayawati zainaugurowała największy w Indiach projekt budowy autostrad, wydała miliony na parki i pomniki własne dalickich działaczy, opublikowała autobiografię – dając krytykom okazję do oskarżenia jej o ostentacyjny autorytaryzm.
Z okazji hucznie obchodzonych 52. urodzin partyjni współpracownicy Mayawati wpłacili tysiące dolarów na mało przejrzysty urodzinowy fundusz, który ma być rozdystrybuowany wśród biednych. Ci, którzy zdobyli fotel w stanowym parlamencie, zostali poproszeni o urodzinową dotację w wysokości 7,500 USD (Reuters). Indyjski "Business Standard", cytując ministerstwo finansów, podał, że jej dochody wzrosły w zeszłym roku do 15 mln USD, stawiając ją na równi z bollywódzkimi gwiazdami.
Ale czy Mayawati różni się tym od swoich politycznych rywali? Jeśli jest autokratką, w takim razie jest nim każdy partyjny boss, pisze "Hindustan Times". Jej korupcja blednie przy tych, którzy do perfekcji opanowali sztukę kamuflowania oszustw. Jeśli jest kastowym populistą, to gdzie są inni przywódcy, którzy zbudowali polityczne imperia odwołując się do kastowych sentymentów? Ilu polityków może twierdzić, że stosują przejrzyste metody finansowania kampanii wyborczych? W podróży z samych dołów społecznych na szczyty władzy nikt już nie zostanie mahatmą.