W pewnym momencie jej życie zaczęło przypominać bieg po bieżni treningowej. Nieustannie przewijająca się taśma narzuca tempo, któremu człowiek musi podołać, żeby nie spaść. Ona biegła. Pędziła. Ale taśma przesuwała się coraz szybciej i szybciej. W końcu z niej spadła. Nie mogła już więcej.
- Nie miałam już sił, wszystko mnie bolało, ale gdyby nie pomoc, nie potrafiłabym przestać - wspomina ten dzień w czerwcu 2006 roku Elisabeth H. Gdyby nie pomoc, to pewnie wstałaby i biegła dalej. Mimo bólu i choroby. - Tak jak to się robi, gdy jest się uzależnionym - wyznaje i uśmiecha się smutno. Tak jak alkoholik, którego do picia pcha wewnętrzny przymus, a nie rozsmakowanie się w trunku. Nawet gdy była zmęczona, szła na kickboxing, jogę lub jogging. Szła, choć powinna się zatroszczyć o rodzinę, przyjaciół i pracę.
- Osoby uzależnione od sportu są owładnięte myślą, że muszą być w ruchu. Zaniedbują swoje zdrowie, krąg znajomych - mówi Jürgen Beckmann, psycholog sportu z Monachium. Podobnie jak w przypadku uzależnienia od narkotyków, dawka musi być stopniowo zwiększana, gdyż organizm domaga się coraz większej ilości dopaminy, dzięki której po wysiłku fizycznym pojawia się stan zadowolenia. Zdaniem psychologa w przeciwieństwie do sportowców wyczynowych osoby uzależnione traktują sam trening jako kwestię drugorzędną. Dla nich sport w tej formie jest przede wszystkim strategią pokonywania głęboko ukrytych problemów.
Granice bezpieczeństwa
Są takie dni, gdy nagromadzoną w sobie złość wyładowuje się na korcie tenisowym lub w basenie. Pływa się do momentu, aż zmęczenie pozwoli zapomnieć o kłopotach. Te godne polecenia metody relaksacji nie powinny jednak być mylone z nałogiem, który sprawia, że trening staje się „najważniejszą treścią życia".