40 proc. brytyjskiej siły roboczej to nadal pracownicy fizyczni; jeśli dodać do tego urzędników - to w sumie klasa robotnicza stanowi dwie trzecie brytyjskiego społeczeństwa. Mimo to elita polityczna traktuje ten fakt jak tabu, pisze Seumas Milne, felietonista brytyjskiego The Guradian.
Zamiast "klasa robotnicza" politycy używają teraz eufemizmów takich jak "ciężko pracujące rodziny" i "ubóstwo dzieci". Decyzja BBC, by zlecić produkcję serii programów na temat marginalizacji klasy robotniczej za rządów nowej Partii Pracy była rzadką okazją do rzucenia światła na to, co się dzieje w dwóch trzecich społeczeństwa. Program skupił się jednak na tym jaki wpływ na białą klasę robotniczą miała imigracja - jakby było to jakieś antropologiczne studium zagrożonego wymarciem plemienia, pisze Milne. Przesłanie twórców programu jest absolutnie czytelne: biała klasa robotnicza została wymazana ze scenariusza z powodu multikulturalizmu i migracji. W rzeczywistości w ciągu ostatnich dwudziestu lat cała klasa robotnicza, biała i nie biała, została osłabiona i zmarginalizowana, polemizuje autor.
Nowa polityka płac
Oczywiście, masowe migracje ostatnich kilku lat - w większości ze wschodniej Europy - miały ogromny wpływ na brytyjską klasę robotniczą. Rząd stosował nieregulowany napływ pracowników z zewnątrz jako pewnego rodzaju nową politykę płacową. Pracodawcy bez skrupułów wykorzystali emigrantów jako pretekst do zamrożenia poziomu zarobków. Ale to nie emigranci są winni. Powody? Zamknięcie całych gałęzi przemysłu, podupadły przemysł wytwórczy, zaniedbane mieszkalnictwo komunalne, zamach na związki zawodowe, wielkie transfery środków w ręce zamożnych, deregulacja rynku pracy i niczym niepowstrzymane postępy neoliberalnej globalizacji za rządów zarówno torysów, jak i laburzystów.