Koniec lat 80. w Libanie to wzmożenie walk we wschodniej, chrześcijańskiej części Bejrutu i okolicach, które do tej pory nie doświadczyły okrucieństw i zniszczeń takich jak po zachodniej stronie miasta. Ponad dziesięć lat wojny, życie ograniczone do jednej dzielnicy, strach, ukrywanie się w piwnicach, hałas wystrzeliwanych pocisków, anarchia i rządy uzbrojonych milicji ma ulicach - to była codzienność mieszkańców miasta.
Kiedy Soha miała 5 lat, wybuchła wojna. Dzieciństwo i młodość naznaczone były kolejnymi jej etapami: przeciwko bojówkom palestyńskim, Izraelowi, wojskom syryjskim, a na koniec pomiędzy zbrojnymi ugrupowaniami samych Libańczyków. Jednak tego grudnia 1988 roku skończyła 18 lat i mimo trwających wokół walk, właśnie przygotowywała się do ślubu. Emila poznała 3 lata wcześniej. Właściwie od razu wiedziała, że to właśnie z nim chciałaby spędzić resztę życia. Rodzice Sohy nalegali jednak, żeby poczekała ze ślubem do zakończenia szkoły. Dlatego dopiero na jesieni 1988 roku zaczęła przygotowania do ceremonii. Nagle tydzień przed ślubem pan młody zniknął. Nie było go w pracy, nie wrócił do domu, nikt go nie widział. Jedynym wyjaśnieniem mogło być tylko to, że albo został zastrzelony, albo porwany przez jedną z chrześcijańskich milicji, które wtedy walczyły między sobą.
Emil miał wtedy 23 lata i nie był aktywny politycznie ani związany z żadnym ugrupowaniem. Jednak w końcu lat 80. w Libanie królowała anarchia, a wiele osób stało się ofiarami przemocy i aktów zemsty dokonywanych na oślep. Soha była całkowicie załamana. W ciągu następnych trzech miesięcy walki w Bejrucie natężyły się do tego stopnia, że cała rodzina musiała przenieść się do bezpieczniejszego regionu. Przemieszczanie się nawet między sąsiadującymi dzielnicami było niemożliwe, a przejście na drugą stronę ulicy mogło zakończyć się śmiercią.