Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Jawność danych? Tak, ale nie o mnie!

Polityk nie lubi ujawniać dochodów

Poseł Schily to postać o barwnej biografii. Kiedyś był obrońcą terrorystów z grupy Baader/Meinhof, potem czołowym politykiem nowej partii Zielonych. Fot. Sven Kaestner / AP / AG Poseł Schily to postać o barwnej biografii. Kiedyś był obrońcą terrorystów z grupy Baader/Meinhof, potem czołowym politykiem nowej partii Zielonych. Fot. Sven Kaestner / AP / AG
Szczególna wymowa troski polityka o ochronę danych osobowych.

 

Poseł Otto Schily - jak doniosła niemiecka prasa - musi zwrócić Bundestagowi przeszło 22000 euro - czyli swoje trzymiesięczne diety. Bo dieta posła do Bundestagu wynosi obecnie 7 339 euro miesięcznie. 

Prezydium Bundestagu podjęło tę decyzję jednogłośnie. Jest to sankcja za to, że poseł Schily nie ujawnił swoich dodatkowych dochodów, do czego był zobowiązany. Zwierzył się jedynie przewodniczącemu Bundestagu, że jego dochody jako adwokata i radcy prawnego „przekraczały 7 tys. euro miesięcznie". Bez wchodzenia w szczegóły.

Od decyzji o karnym potrąceniu 22 tys. euro poseł Schily zamierza odwołać się do Sądu Najwyższego. W końcu - argumentuje - osobom i firmom, którym doradza, winien jest dyskrecję. Przysługuje mu ochrona danych.

Jedno istotne pytanie: kim jest poseł Schily?

To postać o barwnej biografii. Kiedyś był obrońcą terrorystów z grupy Baader/Meinhof, potem czołowym politykiem nowej partii Zielonych. Gdy przegrał wybory na szefa „zielonego" klubu parlamentarnego, przeniósł się do SPD. W rządzie Gerharda Schrödera został ministrem spraw wewnętrznych.

To właśnie Otto Schily po zamachach 9 września 2001 forsował pakiet ustaw, stanowiących znaczne zaostrzenie obowiązujących w RFN przepisów w sferze bezpieczeństwa. To on wprowadził - wbrew licznym sprzeciwom - paszport biometryczny. I to on wreszcie, jako minister spraw wewnętrznych, zalegalizował tzw. przeszukania online przez służby specjalne. Inaczej mówiąc: grzebanie w komputerach internautów, wobec których nie wdrożono żadnego śledztwa, i bez ich wiedzy. Gdy rzecz wyszła na jaw, resort zaklinał się, że kontrola dotyczyła jedynie czatów internetowych, a nie twardych dysków.

Reklama