Czterdzieści narodów tworzy Isaf, Międzynarodowe Pomocnicze Siły Bezpieczeństwa NATO stacjonujące w Afganistanie. Każdy z nich ma nieco inne podejście do walki z partyzantką. Mówi się, że Włosi odnieśli szczególny sukces, pisze Alastair Leithead.
Patrole na bazarze
Powszechną strategią sił międzynarodowych w Sarobi, mieście na wschód od Kabulu, są wypady na bazar, piesze patrole, pogawędki, spotkania ze starszyzną. Wypytują, co jest ludziom potrzebne: nowa droga, klinika, szkoła, biblioteka? A potem realizują życzenia. "Układa się tu tak dobrze, bo nasze patrole, nasi żołnierze spędzają mnóstwo czasu w terenie", mówi kapitan Mario Renna. „Codziennie spotykają się z lokalnymi przywódcami, rozmawiają, wymieniają opinie". Jeśli sukces mierzyć ilością ataków na siły międzynarodowe, to w Sarobi układa się naprawdę dobrze - w tym roku tylko jeden włoski żołnierz zginął w zasadzce.
Zaufaj żołnierzowi
Trudno wyczytać coś z twarzy mieszkańców w turbanach zgromadzonych na rynku, patrzących na włoskich żołnierzy w stylowo skrojonych mundurach. Młody właściciel sklepu odpowiada perfekcyjnym angielskim: „Myślę, że sytuacja bezpieczeństwa jest dużo lepsza od kiedy włoscy żołnierze przyjeżdżają i patrolują ulice". Inni mieszkańcy są bardziej sceptyczni. Według nich tylko lokalna policja i gubernator dostali do realizacji projekty rozwojowe, a bezpiecznie jest tylko w mieście.
Ale wygląda na to, że przy szybujących cenach pszenicy włoska pomoc żywnościowa zdołała zjednać misji NATO mnóstwo ludzi. Przynajmniej na razie.
Włoska oaza
Włosi mówią, że od kiedy zaczęli stopniowo "angażować się" w stosunki lokalne, zrobili wielki postęp.