Świat

Cieplarniane targowisko

Rynek emisji dwutlenku węgla - pełen wad

Wadliwy miernik poziomu dwutlenku węgla. Fot. jepoirrier, Flickr, CC by SA Wadliwy miernik poziomu dwutlenku węgla. Fot. jepoirrier, Flickr, CC by SA
BBC udowadnia, że wielomiliardowy rynek globalnego obrotu tzw. jednostkami redukcji emisji dwutlenku węgla ma wiele poważnych wad.

 

Jednostka redukcji emisji to ekwiwalent wyeliminowania jednej tony C02 - miara ustanowiona przez system nazwany mechanizmem czystego rozwoju (CDM), który jest częścią protokołu z Kioto w ramach ONZ.

Zasada działania mechanizmu jest właściwie prosta. Kraje rozwinięte, które ratyfikowały protokół z Kioto, realizują inwestycje wspólnie z państwami rozwijającymi się. W zamian za realizację proekologicznej inwestycji otrzymują jednostki redukcji emisji tańszym kosztem niż w domu. Kluczową zasadą tego mechanizmu jest "dodatkowość", słowo, które do tej pory nie istniało w słowniku, czyli dodatkowa redukcja emisji w porównaniu z tym co by było, gdyby CDM nie istniał i nie zapewniał finansowego bodźca do redukowania emisji.

Od początku przewidywano, że jeśli inwestycje, które i tak miałyby miejsce, będą rejestrowane jako projekty CDM, to w efekcie spowoduje to wzrost globalnej emisji gazów cieplarnianych, ponieważ "fałszywe" redukcje pozwolą na utrzymanie poziomu emisji w krajach rozwiniętych bez powodowania ich obniżenia w krajach rozwijających się.

BBC sprawdziło, że w istocie w niektórych przypadkach pieniądze idą na projekty, które i tak byłyby realizowane bez dodatkowych zachęt finansowych. Wniosek? Firmy, które te zachęty otrzymują, dostają olbrzymie pieniądze za nic. Dochodzenie BBC potwierdza, że mechanizm CDM nie prowadzi do rzeczywistej redukcji emisji.

"I tak byśmy to zrobili"

BBC odwiedziło trzy zakłady w Indiach. Jednym z nich był zakład chemiczny SRF, który otrzymuje pokaźną ilość jednostek redukcji emisji w zamian za eliminację mało znanego odpadu produkcyjnego gazów chłodniczych HFC23. Jeśli przedostanie się do atmosfery, staje się 12 tys. razy bardziej szkodliwy niż dwutlenek węgla, ale pozbycie się go jest stosunkowo proste i tanie - trzeba go spalić w odpowiednim piecu.

SRF zainstalowało taki piec w swoim zakładzie w Radżasthanie i zgłosiło inwestycję do CDM. Z tego tytułu otrzymuje 3,8 mln jednostek redukcji emisji rocznie wartych od 50 do 60 mln USD. Najprawdopodobniej firma będzie otrzymywała pieniądze jeszcze przez około 10 lat, w sumie 500 mln USD ekstra zysku - gigantyczna kwota dla niewielkiego zakładu w rolniczych Indiach. Ilość jednostek redukcji emisji przyznanych SRF i jej podobnym firmom ma związek z teoretyczną szkodliwością emitowanego gazu. Rzeczywisty koszt eliminacji emisji HFC23 nie jest brany pod uwagę.

Yvo De Boe, człowiek odpowiedzialny za mechanizm czystego rozwoju w Ramowej Konwencji ONZ w sprawie zmian klimatu, broni zasadności tak kolosalnych wypłat. "Jestem szczęśliwy, że potencjalnie bardzo szkodliwy gaz jest eliminowany", mówi. "Jestem też bardzo szczęśliwy, że protokół z Kioto stworzył mechanizm rynkowy, który jego redukcję czyni interesującą dla firm, ponieważ istnieją dowody, że bez CDM ten gaz nie był niszczony".

Czy to prawda? Czy firmy naprawdę potrzebowały CDM, żeby podjąć działania? Podczas oprowadzania po zakładzie w Radżasthanie rzecznik firmy SRF nie potwierdził tego przekonania. "I tak byśmy to zrobili", powiedział. Co nasuwa pytanie: jeśli firma zamierzała wyeliminować emisje HFC23 tak czy inaczej, to po co przyznawać im jednostki redukcji warte kilkaset milionów dolarów?

Dodatkowość teoretyczna

Mechanizm czystego rozwoju działa na szeroką skalę. Ponad tysiąc inwestycji już zakwalifikowano do wypłat, następne 3 tysiące wniosków czeka na rozpatrzenie. Obrót jednostkami redukcji emisji wynosi ok. 10 mld USD rocznie. To godny pochwały przepływ środków zasilających kraje rozwijające się, chwali BBC. Ale nie jest jasne, czy ten handel przyczynia się do opanowania globalnego ocieplenia.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną