Mieszkaniowa segregacja
Amerykanie coraz częściej osiedlają się w sąsiedztwie podobnie myślących rodaków
Miło mieć wokół siebie znajomych, którzy myślą tak samo, ale ceną jest polaryzacja społeczna - a nawet przyszłość samej demokracji.
Paulville
Grupa ludzi z Teksasu postanowiła założyć osiedle, na którym będą mieszkać wyłącznie zwolennicy Rona Paula, pisze The Economist. Pan Paul to do niedawna kandydat na prezydenta z ramienia republikanów i zagorzały libertarianin. Jego fani mogą postawić sobie dom na pustym kawałku Teksasu nazwanym "Paulville". Tutaj będą wolni: wolni od płacenia za "styl życia innych, z którym się nie zgadzają", i wolni od irytującego towarzystwa tych, którzy nie podzielają ich miłości do wolności.
Cynicy śmieją się po cichu i nawet sam pan Paul nie jest entuzjastycznie nastawiony wobec pomysłu. Ale pragnienie odseparowania się od innych, które wykazują jego wyborcy, nie jest w Ameryce niczym nietypowym. Amerykanie coraz częściej formują się skupiska ludzi o podobnych upodobaniach. Konserwatyści zamieszkują obok konserwatystów, liberałowie przeprowadzają się do dzielnic liberałów.
Sklep z bronią
Wyjaśnienie jest takie, pisze The Economist, że Amerykanie często się przeprowadzają. Zanim się osiedlą, jeżdżą samochodem po okolicy, patrzą, czy jest tam sklep z bronią, kościół ewangelicki, samochody z nalepkami "W" (jak George W. Bush), kursy jogi albo sklep z żywnością organiczną. Przyciągają ich miejsca, do których pasują. Amerykanin, który się przeprowadza, wybiera nie między dzielnicą ekskluzywną a podupadającą, a między kilkoma różnymi lokalizacjami na tym samym poziomie zamożności, ale kulturowo bardzo odległymi.
Z czasem taka segregacja doprowadza do tego, że mieszkańcy obracają się w kręgu ludzi o identycznych poglądach politycznych.