W poniedziałek francuski Kongres gromadzący w pałacu wersalskim parlamentarzystów i senatorów V Republiki dokonał zmiany konstytucji Francji. Notabene to właśnie dlatego nie było nikogo z Francji na pogrzebie prof. Bronisława Geremka. Większością zaledwie jednego głosu wzmocniono polityczną rolę zarówno prezydenta, jak i parlamentu - kosztem funkcji premiera.
Konstytucja V Republiki została skrojona na miartę generała de Gaulle'a. Więcej, generał sam ją skroił na swoją miare. Każda jej zmiana wymaga 3/5 głosów Kongresu, czyli połączonych obu izb Parlamentu - Zgromadzenia Narodowego i Senatu. Zdobycie takiej większości jest nie lada sztuką.
Ten majstersztyk właśnie udał sie Nicolasowi Sarkozy'emu. W dodatku głos, który przeważył szalę należy do socjalisty Jacka Langa. Lang zasiadał w komisji przygotowującej obecną reformę. Choć jego partia opowiedziała się przeciw, Lang nie miał wyboru - złożył swój podpis pod projektem. Musiał oddać głos za (we francuskim parlamencie nie ma dyscypliny partyjnej) i tak też uczynił.
Socjaliści byli przeciwko reformie tylko dlatego, że zgłosił ją Sarkozy. Wcześniej podobne zmiany chciał wprowadzić socjalistyczny prezydent François Mitterrand. Bał się jednak, że nie zdoła przekonać opozycji. Socjaliści wpadli więc w pułapkę zastawioną przez obecnego prezydenta - okazali się wrogami swych własnych dawnych pomysłów.
Reforma zmienia niewiele z punktu widzenia zwykłego Francuza. Otwiera możliwość zorganizowania referendum ze wspólnej inicjatywy elektoratu i parlamentarztów oraz uznaje języki lokalne (np. baskijski, bretoński, kataloński) za spuściznę narodową.
Z politycznego punktu widzenia najważniejsze jest jednak równoczesne wzmocnienie roli Parlamentu (uzyskał on np.