Nieczęsto zdarza się, żeby kraj afrykański miał czelność publikować raport oskarżający członka Rady Bezpieczeństwa ONZ o udział w ludobójstwie. "Tu chodzi o europejską armię oskarżoną o gwałcenie praw człowieka w Afryce", uświadamiają komentatorzy. Francja odżegnuje się udziału w zbrodni i wskazuje palcem na prezydenta Rwandy: najpierw osądźcie jego. Śledztwo w sprawie jego roli w masakrach ONZ zamknęła dziesięć lat temu.
Walczący razem
Według raportu, który niezależna komisja śledcza przedstawiła rwandyjskiemu rządowi, Francja nie tylko była świadoma przygotowań do ludobójstwa, co więcej, wojskowi francuscy szkoli Hutu i brali udział w czystkach. Pięćsetstronicowy dokument o udziale Francji w masakrach, sporządzony pod kierownictwem ministra sprawiedliwości Rwandy Jeana de Dieu Mucyo, pisano przez dwa lata. Autorzy przesłuchali 166 świadków tamtych zdarzeń, wśród nich wielu reporterów, pisarzy i naukowców, którzy obserwowali co się działo. Na liście osób wymienionych w raporcie są najważniejsi francuscy dygnitarze, w tym ówczesny prezydent Francois Mitterrand, były premier Dominique de Villepin, były premier Edouard Balladur, były szef dyplomacji Alain Juppé, generałowie i pułkownikowe. Przesłuchania były otwarte dla niezależnych agencji prasowych takich jak Reuters, co poświadczało ich przejrzystość i rzetelność.
Ludobójstwo w Rwandzie w 1994 roku zapisało się w historii jako jeden z trzech niechlubnych rekordów XX wieku. W ciągu zaledwie 100 dni zamordowano 800 tys. osób - to tempo pięciokrotnie szybsze niż nazistów podczas Holokaustu.